Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2024
Dystans całkowity: | 1628.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 71:51 |
Średnia prędkość: | 22.66 km/h |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 58.14 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 30 czerwca 2024
Kategoria Ekskursja, Grawele, Kółka do 150 km
Kaszëbë party, dzień 1
To był bardzo ciężki dzień. W planie mam włóczęgę po Kaszubach i rzut okiem na bałtyckie klify. Czekam na peronie na pociąg do Tczewa, jest 5.00 rano, niedziela, Legionowo, do którego z M. mam 20 parę kilometrów, dla bezpieczeństwa wyjeżdżam przed 4.00, a wstaje po 2.00, trochę chore. Jest rześki poranek, jadę od razu na krótko, droga przez las, asfalt dobrej jakość, ciężko z tym całym szpejem, 2 małe sakwy po 15 l, na środku bagażnika namiot 1-os, i materac. Stabilność i manewrowość roweru jest inna, trzeba się przyzwyczaić, trochę prowadzi się jak autobus. Nie mogę wykonywać jakiś gwałtownych ruchów, a może to co wydarzy się za 3 dni, to były jakieś pierwsze znaki.
Tczew, niestety nie oglądam rynku, a szkoda. Zwiedzanie, gdy zaplanowane są ponad 200 km dystanse, jest raczej słabe, będę to zmieniał, mam poczucie, że ciągle się gdzieś spieszę. A chyba nie o to w tym chodzi.
Pierwszy przystanek jez. Godziszewskie, odpoczywam na ławce z widokiem na błyszczącą w słońcu taflę wody, jest idealnie, siedzę na sporym wzniesieniu, żuje sandwicha, wiaterek, jeszcze jest przed 9.00, upał nie daje się we znaki, widok fenomenalny, myślę sobie, że jak tak dalej będzie to wyjazd pierwsza klasa. Później zagłębiam się w teren, szuter, pola, lasy, najbardziej nie lubię gdy nawigacja przekierowuje mnie, z drogi dobrej jakość w jakiś ujeb, koleiny, i w niepewność. Dzień robi się coraz bardziej, taki lepki, słońce nagrzewa powietrze, że coraz trudniej nim oddychać.
Jezioro Przywidzkie mam po prawej, szutrówka po nasypie, co raz piękno tego miejsca odsłaniają gęsto go chroniące krzaki i drzewa. Jest rozmach, trochę Kanada, trudno skupić mi się na drodze, wypatruje ciągle jakiejś szczeliny, żeby popatrzeć na przestrzenie. Niestety nie udało się zrobić zdjęć. Później droga dobrej jakości aż do Łapina Kartuskiego, w nim wpadam na szlak Wanogi, którym będę, teraz się przemieszał. W planie Wejherowo. Duszno, gorąco, a przede mną jeszcze do przejechania z południa na północ park trójmiejski, chociaż spodziewałem się przewyższeń, ale nie aż takich. Solidna burza wisi nad grzbietem.
Wszystkie fakty są przeciwko mnie rower za ciężki, trudno manewruje się nim, przeważnie jeżdżę na lekko i krótko. Trójmiejski park to wyzwanie nawigacyjnie, poprzecinany jest tysiącem odnóg, skrzyżowań, wyborów i możliwości, i w tym gąszczu trudno znaleźć ten jedyny wariant. Zdarza się, że na zjazdach wybieram drogę najlepszej jakości, a po czasie nawigacja nakazuje powrót i pnę się mozolnie, bo trzeba było wcześniej skręcić. Poza tym to są prawie góry, szczególnie w drugiej części na wysokości Sopotu. Jadę i tak sobie myślę, że ta cała ziemia z zagłębienia zatoki gdańskiej musiała gdzieś się podziać, i wiadomo, usypano z niej trójmiejski park. On naprawdę jest świetny i kryje pewnie niezliczoną ilość tzw. miejscówek, zakamarków i tajemnic. Można pozazdrościć takiego miejsca, widoki na morze, statki i wyjątkowość życia portowego, a po drugiej stronie autostrady, prawdziwie górskie podjazdy z serpentynami, zjazdami, dobrej jakości drogi, oraz starym lasem. Niestety pogoda, wyzwanie kilometrowe, ciężar roweru, nieznajomość terenu, to czynniki, które nie pozwalają do końca cieszyć mi się tym miejscem. Jadę automatycznie, aby szybciej, często zdzieram klocki, bo nagle zjazd kończy się koleinami. Jak zawsze mam problem z uzupełnieniem wody w bidonach, nie udało się nic kupić do jedzenia. Logistycznie wtopa, a najgorsze, że zapowiada się niezwyczajny ostrzał burzowy, już coraz mniej ludzi w parku, kto może to umyka, duszno, mam wrażenie, że wszystko się lepi, zrywa się wiatr, i tak ciemniej, zdejmuje okulary, żeby nie pogłębiać wrażenia grozy. Jadę, pokonując kolejne serpentyny, jedna za drugą, realizuje jakiś plan z Garmina, trzymam się niebieskiej linii, złożonej z pikseli, cyfrowych i elektrycznych wyświetleń, nie jest to chyba jakieś dobre wiązanie z rzeczywistością, nie jest to pewny i mocny marynarski supeł. Spadają pierwsze krople, są wielkie i rzadkie, jakby ktoś wyżymał szmatę, ale jest tak duszno, że i one w większej ilości nie przebijają się do ziemi, pewnie wyparowują w tym nagrzanym powietrzu, w końcu widzę miasto, jest dziura z tego parku, z tych gór, ratunek, ucieczka. Dwupasmówką jadę w kierunku stacji PKP, żeby ewakuować się do Wejherowa na nocleg, który nawet jeszcze nie jest ugadany. W pociągu dopada mnie, ulało się, w końcu wytchnienie, woda leje się strumieniami, bije wściekle w blaszany dach, ludzie w takim półśnie, w amoku, przysypiają, patrzymy nieprzytomnie w okno, a tam szaro, nic nie widać. Trwa to krótko, tyle, co z Redy do Wejherowa dojechać pociągiem miejskim, dzwonię na taki jedyny w okolicy agro camping, nic dużego, taka prowizorka. Trawy mokre i długie do kolan, zniechęcają mnie do rozbijania namiotu, biorę za 150 zł nocleg w przyczepie Niewiadówek, kładę się i zapadam w sobie. Mam namiot Jack Woskin-Gossamer, tunelowy, w zasadzie to taka trumna, niski, wąski, bez opcji bagażowej, jest to prawdziwy koszmar i nienawidzę w nim spać. Klaustrofobiczny piece of shit. Niestety aparat zepsuł się i wszystkie zdjęcia z wyjazdu mam nieostre.


Tczew, niestety nie oglądam rynku, a szkoda. Zwiedzanie, gdy zaplanowane są ponad 200 km dystanse, jest raczej słabe, będę to zmieniał, mam poczucie, że ciągle się gdzieś spieszę. A chyba nie o to w tym chodzi.
Pierwszy przystanek jez. Godziszewskie, odpoczywam na ławce z widokiem na błyszczącą w słońcu taflę wody, jest idealnie, siedzę na sporym wzniesieniu, żuje sandwicha, wiaterek, jeszcze jest przed 9.00, upał nie daje się we znaki, widok fenomenalny, myślę sobie, że jak tak dalej będzie to wyjazd pierwsza klasa. Później zagłębiam się w teren, szuter, pola, lasy, najbardziej nie lubię gdy nawigacja przekierowuje mnie, z drogi dobrej jakość w jakiś ujeb, koleiny, i w niepewność. Dzień robi się coraz bardziej, taki lepki, słońce nagrzewa powietrze, że coraz trudniej nim oddychać.
Jezioro Przywidzkie mam po prawej, szutrówka po nasypie, co raz piękno tego miejsca odsłaniają gęsto go chroniące krzaki i drzewa. Jest rozmach, trochę Kanada, trudno skupić mi się na drodze, wypatruje ciągle jakiejś szczeliny, żeby popatrzeć na przestrzenie. Niestety nie udało się zrobić zdjęć. Później droga dobrej jakości aż do Łapina Kartuskiego, w nim wpadam na szlak Wanogi, którym będę, teraz się przemieszał. W planie Wejherowo. Duszno, gorąco, a przede mną jeszcze do przejechania z południa na północ park trójmiejski, chociaż spodziewałem się przewyższeń, ale nie aż takich. Solidna burza wisi nad grzbietem.
Wszystkie fakty są przeciwko mnie rower za ciężki, trudno manewruje się nim, przeważnie jeżdżę na lekko i krótko. Trójmiejski park to wyzwanie nawigacyjnie, poprzecinany jest tysiącem odnóg, skrzyżowań, wyborów i możliwości, i w tym gąszczu trudno znaleźć ten jedyny wariant. Zdarza się, że na zjazdach wybieram drogę najlepszej jakości, a po czasie nawigacja nakazuje powrót i pnę się mozolnie, bo trzeba było wcześniej skręcić. Poza tym to są prawie góry, szczególnie w drugiej części na wysokości Sopotu. Jadę i tak sobie myślę, że ta cała ziemia z zagłębienia zatoki gdańskiej musiała gdzieś się podziać, i wiadomo, usypano z niej trójmiejski park. On naprawdę jest świetny i kryje pewnie niezliczoną ilość tzw. miejscówek, zakamarków i tajemnic. Można pozazdrościć takiego miejsca, widoki na morze, statki i wyjątkowość życia portowego, a po drugiej stronie autostrady, prawdziwie górskie podjazdy z serpentynami, zjazdami, dobrej jakości drogi, oraz starym lasem. Niestety pogoda, wyzwanie kilometrowe, ciężar roweru, nieznajomość terenu, to czynniki, które nie pozwalają do końca cieszyć mi się tym miejscem. Jadę automatycznie, aby szybciej, często zdzieram klocki, bo nagle zjazd kończy się koleinami. Jak zawsze mam problem z uzupełnieniem wody w bidonach, nie udało się nic kupić do jedzenia. Logistycznie wtopa, a najgorsze, że zapowiada się niezwyczajny ostrzał burzowy, już coraz mniej ludzi w parku, kto może to umyka, duszno, mam wrażenie, że wszystko się lepi, zrywa się wiatr, i tak ciemniej, zdejmuje okulary, żeby nie pogłębiać wrażenia grozy. Jadę, pokonując kolejne serpentyny, jedna za drugą, realizuje jakiś plan z Garmina, trzymam się niebieskiej linii, złożonej z pikseli, cyfrowych i elektrycznych wyświetleń, nie jest to chyba jakieś dobre wiązanie z rzeczywistością, nie jest to pewny i mocny marynarski supeł. Spadają pierwsze krople, są wielkie i rzadkie, jakby ktoś wyżymał szmatę, ale jest tak duszno, że i one w większej ilości nie przebijają się do ziemi, pewnie wyparowują w tym nagrzanym powietrzu, w końcu widzę miasto, jest dziura z tego parku, z tych gór, ratunek, ucieczka. Dwupasmówką jadę w kierunku stacji PKP, żeby ewakuować się do Wejherowa na nocleg, który nawet jeszcze nie jest ugadany. W pociągu dopada mnie, ulało się, w końcu wytchnienie, woda leje się strumieniami, bije wściekle w blaszany dach, ludzie w takim półśnie, w amoku, przysypiają, patrzymy nieprzytomnie w okno, a tam szaro, nic nie widać. Trwa to krótko, tyle, co z Redy do Wejherowa dojechać pociągiem miejskim, dzwonię na taki jedyny w okolicy agro camping, nic dużego, taka prowizorka. Trawy mokre i długie do kolan, zniechęcają mnie do rozbijania namiotu, biorę za 150 zł nocleg w przyczepie Niewiadówek, kładę się i zapadam w sobie. Mam namiot Jack Woskin-Gossamer, tunelowy, w zasadzie to taka trumna, niski, wąski, bez opcji bagażowej, jest to prawdziwy koszmar i nienawidzę w nim spać. Klaustrofobiczny piece of shit. Niestety aparat zepsuł się i wszystkie zdjęcia z wyjazdu mam nieostre.


- DST 135.00km
- Czas 07:27
- VAVG 18.12km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
Friday, i wyjazd na kaszebe.
- DST 63.00km
- Czas 02:37
- VAVG 24.08km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
czwartek
- DST 63.00km
- Czas 02:31
- VAVG 25.03km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
środa
- DST 63.00km
- Czas 02:34
- VAVG 24.55km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
wtorek
- DST 63.00km
- Czas 02:32
- VAVG 24.87km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 24 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
poniedziałek
- DST 63.00km
- Czas 02:34
- VAVG 24.55km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 czerwca 2024
Kategoria Grawele
test bikepaking kaszebe
- DST 40.00km
- Czas 02:02
- VAVG 19.67km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
piątek
- DST 54.00km
- Czas 02:37
- VAVG 20.64km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
czwartek
- DST 54.00km
- Czas 02:34
- VAVG 21.04km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 czerwca 2024
Kategoria Praca
do pracy
środa
- DST 54.00km
- Czas 02:29
- VAVG 21.74km/h
- Sprzęt Specialized crosstrail
- Aktywność Jazda na rowerze