Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 26 lipca 2019 Kategoria Ekskursja, Kółka do 150 km, Górskie

Ekskursja mazowiecko – podkarpacka cześć 4 (GV)

Zbudzony jestem przez wilgoć, cały tropik mokry, osiadła na nim rosa, jest jeszcze szaro, zjadam przygotowaną wieczorem podwójną porcję ryżu, w zalewie pomidorowej. Suszenie, pakowanie, ogarnianie zajmuje trochę czasu, zanim rower stoi gotowy do jazdy zbliża się godzina 7.00, i to jest zasadnicza różnica, w wyjazdach jednodniowych, z domu, rower jest spakowany i czeka, wystarczy tylko wyjść, wsiąść i jechać. Dzisiaj chcę zbliżyć się do Przemyśla na pół obrotu koła. Wracam w okolice stacji PKP, i wzdłuż torów jadę szutrem na zachód, jeszcze jest płasko, nic nie zapowiada głównego menu dzisiejszego dnia. 
Zaczyna kropić, do Rzeszowa dojeżdżam już w deszczu, przeczekuje gdzie się da, później jadę i znowu moknę i przeczekuję. Sprawdzam pogodę, na trasie spore prawdopodobieństwo burz. Przez południową część miasta Green Velo ładnie poprowadzone wzdłuż rzeki Wisłok, droga ma charakter rekreacyjny. Nagle sielanka komunikacyjna kończy się i ląduje na pierwszym podjeździe, wąski, roztrzaskany na poboczach  asfalt, spory ruch, remont drogi, prędkości tutaj nie wycisnę i tak męczą się kierowcy próbując wyprzedzić mnie. Umykam na jakimś skrzyżowaniu w bok, w lokalną drogę i jest już spokojniej, deszcz również odpuścił, ale zaczynają się pierwsze pagóry, przedkarpacie, strome, ciągnące się podjazdy. Pierwsze 4 kilometry i jestem wyżej o 200 metrów, czyli inna charakterystyka jazdy, bardzo powoli w górę, mielenie karbami, odczuwalny wzrost temperatury ciała, mokre od potu ubrania, po chwili zjazd i nagłe chłodzenie i suszenie, poza tym jeszcze jest komfortowo, jadę po asfalcie przez stary malowniczy las. Mijam parę hopek i droga wykręca w szutry, a tutaj podjazdy są bardziej strome, droga zrobiono z rozrzuconych kamieni, większe sztuki trzeba omijać, a zjazdy nie tak przyjemne jak po gładkim asfalcie, trzeba koncentrować się, łatwo uszkodzić obciążone sakwami koła. Do Dynowa przez cały czas jazda na zmiany w górę i w dół, po asfalcie lub szutrze, przeskakuje z doliny w kolejną dolinę. W okolicy Futoma żwirowy podjazd, wzdłuż którego ustawiono metalowe rowery wykonane w powiększeniu, ciekawy pomysł. Mijając Dynów jestem już dobrze zmęczony, pora południowa, znajduję ładną miejscówkę w zakolu Sanu, dokańczam wczorajsze kabanosy i przeglądam profil pozostałej trasy, nie wygląda dobrze, jeszcze 4 solidne podjazdy w sumie i na oko jakieś 800 metrów. Na początek przede mną spory odcinek po płaskim wzdłuż rzeki, temperatura szybuje w górę, na pewno jest grubo ponad 30 stopni, zaczynam się gotować, nie odpuszczam otwartym sklepom, uzupełniam zapasy wody, zaskakuje mnie duże zainteresowanie ludzi, wypytują się: skąd jadę, jak długo, dokąd itd, sami opowiadają historie. Tereny, którymi biegnie GV nie są wyeksploatowane turystycznie, trasa nie przebiega w okolicach znanych miejscowości, które przeżywają letnie oblężenie i stąd ta ciekawość do zagadywania, może. Płaska jazda szybko kończy się i trzeba piąć się w górę w okolicach Jawornika Ruskiego znowu 200 metrów wyżej, ostatki wchodzą ciężko, a później długi, ciągnący się zjazd, na którym łapie mnie pół godzina zlewa, schodzę do wysokości 230 m.n.p.m., ponownie jadę wzdłuż Sanu, przeskakuję z jednego brzegu na drugi, klimatycznymi, wiszącymi kładkami pieszo-rowerowymi. Planując trasę największe nadzieje wiązałem z tym fragmentem trasy i nie zawiodłem się, jest ładnie, pagóry porośnięte lasami, dolina Sanu, mosty, w pamięci pozostało sporo migawek krajobrazów. Dojeżdżam do Babic i witam się z pętelka, GVelo zatacza od północy dwudziesto kilometrowe koło omijając DK 884, i do zaliczenia są trzy pagóry: 400 i dwa razy po 380 metrów n.p.m., słońce rozkręcone jest i grzeje ile sił, rozpoczynam wspinaczkę, najgorsze, że wiem z profilu trasy, że będzie do trzech razy sztuka, trzy przełęcze, i trzy razy od nowa podejmowany trud, przejechanie całości zajmuje półtorej godziny, na jedno wzniesienie muszę wpychać, zwyczajnie zabrakło przełożenia. W miejscowości Krzywcza ponownie jestem nad Sanem i jadę wzdłuż jej biegu, droga biegnie idealnie równolegle do rzeki. Wiem, że w Krasicach jest w lesie stary i niedrogi ośrodek domków o nazwie "Perła Sanu"  i tam zamierzam podpytać się o nocleg. Już któryś raz przekraczam rzekę efektownym mostem wiszącym i podjeżdżam w górę w głąb lasu w kierunku "Perły", kończy się asfalt, po kamieniach i lepiącym się błocie brnę dalej na spotkanie z trzema jazgoczącymi psami, różnej maści i wielkości i jak okazało się charakteru. Po chwili wychyla się Pani z recepcji i negocjujemy cenę noclegu. 

Ava speed: 18,89 km/h
Max speed: 58 km/h


link do zdjęć:
tutaj



Część pierwsza: Łańcut – Rzeszów


Część druga: Rzeszów – Krasice



Dynowskie pagóry.


Dojazd do Dynowa przeważnie po szutrach.


deszczowy Rzeszów


rowerowy most na Sanie
  • DST 154.00km
  • Czas 08:08
  • VAVG 18.93km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl