Sobota, 21 sierpnia 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
GLG_Mikołajki
Sobota, o siódmej przygrzewa już słońce, odległe i zapomniane zjawisko w ostatnich dniach, po nocnej ulewie pełno kałuż, na szutrówce do tej pory twardej i wygodnej opony rzeźbią wzorek własnego bieżnika, zrzucam z przodu na małą zębatkę, i to już koniec, rozerwany pancerz na długości 10 cm. Zaplanowany wyjazd składa się z trzech etapów: 115 km szutrami do Mikołajek, później przeprawa przez lasy do Rucianego na pociąg do Ełku i stamtąd powrót do Olecka, nierozpoznaną przez Komoot drogą, zaznaczoną czarną przerywaną linią. Na pewno uda się przy sprawnym sprzęcie. Tylko właściwie, czy przeprawiając się drogą na wpół asfaltowo-terenową, grząską, rozłażącą się od naporu opony, potrzebuje coś więcej niż, najmniejsza zębatka z przodu i 8 wąskich szosowych przełożeń z tyłu. Spróbuje, szkoda dnia, wrócić zawsze mogę. A to słońce to szybko zniknęło, za zasłoną ołowianych, ciężkich chmur.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
- DST 168.00km
- Czas 09:09
- VAVG 18.36km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!