Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 2 lipca 2024 Kategoria Ekskursja, Grawele, Kółka do 75 km

Kaszëbë party, dzień 3

Budzę się z bólem głowy, uwierał mnie jeszcze jakiś kamień, albo koleina, słyszę jednostajny szum deszczu, dotykam namiotu, jakimś cudem wytrzymał, nie ma w środku kałuż. Dziś mam znowu plan nad ambitny, najbliższy nocleg wypada na 175 km, w okolicach Zaborowskiego Parku, daleko, w zasadzie nie ma co zwlekać, ten deszcz skończy się gdzieś koło południa. Spakowanie całego szpeju nie jest łatwe, zabiera sporo czasu, a w deszczu jest jeszcze trudniej. Zwijam mokry namiot i myślę o moich trasach, że omijają asfalty, jakiś większy ruch, dlatego często okazuje się, że ląduje na szutrach, a dzisiaj głęboko opona zapadnie się w rozmoczonej ziemi i będę potrzebował więcej włożyć wysiłku w jazdę. 

Pruje przez te Kaszeby, wąskie asfalty, wzniesienia,  wioski, ciekawa zabudowa, na 40 km opróżnione bidony, zajeżdżam do miejscowości Swołowo, dużo tam starej zabudowy, ulica wyłożona klimatycznym starym brukiem, trochę skansen, gdzie obok siebie zachowano to co stare i nowe. Pojawiają się przebłyski słońca, nawet ściągam z siebie kurtkę przeciwdeszczową, kupuję wodę, cykam nieostre foty, pod tym względem nic się nie zmieniło.

Nie wiadomo skąd nadszedł ten front, nagle zrobiło się ciemno, zerwał się wiatr, a ja jestem już na otwartej przestrzeni i do tego jeszcze pod górę. Terenu nie znam, liczę na szczęście. Krople są tak wielkie, że czuje każdą, która trafia mnie. Jest miejscowość, ale to jakoś dziura, już całkowicie przemoczony, marzę o przystanku, w końcu sklep, nieczynny, ale jest zadaszenie i właściciel zgadza się, żebym przeczekał, i wtedy jebło na całego, myślałem, że przedziurawi starą blachę. Tak jak niespodziewanie nadleciała ulewa, tak i szybko zniknęła. Lokals, z którym stałem, mówi, że zaryzykuje i przeprawi się do domu, a ja co mam powiedzieć, że szybko przejadę całą puszczę słupecką, która jest przeogromnym, niekończącym się  kompleksem leśnym, na dworze wszystko jest w kolorystyce stalowo-ołowianej. 

Niepewnie wjeżdżam w puszczę, wolałbym być w taką burzową pogodę na otwartych przestrzeniach, na początek drogą z zachodu na wschód, wjeżdżam tylko trochę tak w zasadzie po czubku, ale wkrótce muszę wykręcić na południe, a wtedy zagłębię się w te otchłanie leśne, trochę mi się to nie uśmiecha, dlatego pod pretekstem złej jakości drogi postanawiam improwizować i ją otoczyć. Na początek całkiem przyjemną drogą w kierunku polowego lotniska, a później DK do Dębicy Kaszubskiej, to się tam strachu najadłem. Dobrze, że to tylko 10 km. Nie wiem, jak można planować jeżdżenie po DK, jest wąsko, a różnica prędkości jest śmiertelna. Dojechałem, można odetchnąć, dopada mnie głód, czuje, że słabnę. Zachodzę na kebsa, XXL, żuje powoli, popijam colą i przysłuchuje się rozmowie, jak  to Sebiksowi zatrzymali prawo do jazdy. Naparzał 120 po zabudowanym, i do tego ku mojemu zdziwieniu pomstują na policję, jacy to niegodziwcy, a Sebiks taki morowy chłopak, uczynny i tylko zawsze mu się spieszy, i trochę dumy jest, i trochę pochwały w tych słowach, o dzielnym sarmacie, co popier...ala 120 km/h po "zabudówce". Słucham i czuje, jak podnoszą mi się włosy z wrażenia, jakie tu panują obyczaje. Zresztą czytałem o tych obyczajach u Maćka Hopa. 

Puszcza Słupecka położona jest na wzniesieniu, morze zieleni, jakby wbijało się w  niebo, łączone gradientem, zielony bezkres z niebieskim, skręcam w prawo i zaczynam wspinaczkę przez tą krainę bez granic. Droga jest stara, wąska i dziurawa, rzuca strasznie, kałuże przemieszane z sypkimi kamieniami, nie przyzwyczaję się do sakwiarstwa. Plan mam, żeby dostać się na południowy kraniec jedynym asfaltem, jaki przecina puszczę. Łysowice, Podwilczyn, to nie wioski, tylko stare pojedyncze chałupy. Po prawej mijam szutrówke, którą jechałbym zgodnie z pierwotnym planem, całkiem dobrej jakości, kurde coraz bardziej wozi mi rowerem, zaczynam podejrzewać, że bagażnik rozkręcił się, nie wiem, dlaczego nie zatrzymuje się, jakiś kretyn mija mnie na gazetę, shit. Niestety plan zakłada jeszcze 10 km DK, liczę, że będzie pusta. Można nią dostać się do Bytowa. Jestem na wzniesieniu, bujam rowerem i czuje, jak robi się niestabilny, zatrzymuje się, dokręcam śrubkę mocującą bagażnik do tylnego widelca, i odkrywam, że drugie ramię jest pęknięte i wyrwane. To koniec. Zapiera mi dech. Co ja mam teraz zrobić, na środku pola, w zasadzie gdzie iść? Do Bytowa 45 km, wrócić się do Słupska 35 km. W zasadzie tego, to jeszcze mnie wiem, bo co można się dowiedzieć o realnych odległościach scrollując mapę w smartfonie. Idę na początku w złym kierunku, po jakimś czasie spotykam panią w ogródku, i ta od razu namawia mnie, żebym poszedł do Słupska, bo w Bytowie nic nie ma, i nie jest dla mnie rozwiązaniem. Tego maszu było z parę kilometrów, w kierunku większej krajówki, gdzie jeździ PKS, mam możliwość przypatrzenia się, co dzieje się na takiej krajówce, jak zapieprzają i wyprzedzają się na krawędzi noża. Idę poboczem, po lewej stronie, przepisowo, w większości po nierównym, stopy w spd zaraz mi odpadną.

Za 20 minut odjedzie autobus do Słupska, a ja nerwowo odkręcam od Revolta co się da, co będę w stanie przenieść, sporo mechanizmów, jest już zajeżdżonych, ma przelotu 35 000 km, 
zabieram koła Dandy Horse, siodełko, w zasadzie całą resztę zostawiam, teraz na zdjęciu widzę, że mogłem wziąć koszyki, bagażnik, nowy platformy spd. Trudno. Na szczęście ze Słupska udało się sprawnie wrócić. 

To już 3 rower, który wypada z użycia, ale z Revoltem najwięcej zrobiłem tras i przeżyłem największe przygody rowerowe, zawsze był jako pierwszy. Szkoda było go tak porzucić, ale liczy się to, co zostało w głowie, i w tym dzienniku, może ktoś go pospawa i będzie mu służył. Niestety tylny trójkąt zrobiony był z rurki aluminiowej fi 6 mm, nie więcej, może to dobre do kolarzówki, zresztą trzeszczał już od jakiegoś czasu, był za duży o jeden rozmiar, kupiony okazjonalnie. Ale z drugiej strony mnóstwo przygód, szutrów, wypadów, kupiony jeszcze pod hasłem w necie cyclocross, a słowo grawel nie było popularne. I tyle. Teraz mam Felta, jest sztywny, ma 12 biegów, idzie dobrze. U Revolta planowałem modernizacje, nawet już zakupiłem trochę części, ale czy to miało sens, teraz myślę, że lepiej się rozstać z rowerem, niż iść w koszty.











tyle zostało. 
  
  • DST 66.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl