Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 22 września 2024 Kategoria Grawele, Trasa ponad 200

Dalsza północ, czyli Kurpie

Kurpie historycznie to była taka kraina do której można było czmychnąć i zniknąć, jeśli ktoś był na bakier z prawem, oskarżony, słusznie, czy niesłusznie. W ogromnych lasach, nieprzebytych bagnach, człowiek rozpływał się, a ludność przeważnie zajmowała się myślistwem, rybołówstwem i zbieractwem. Lud kurpiowski czasami nazywano polskimi Indianami. Tyle wyczytałem z pamiątkowej tablicy, zaciekawiony, pojechałem sprawdzić, czy zachowały się jakieś ślady po dawnej specyfice tego miejsca. Miejsce jest klimatyczne, ogromne lasy, wioski ze starymi drewnianymi chatami, niektóre zapadają się w czasie, inne odnowione, pomalowane z zachowaniem regionalnej kolorystyki. I wiadomo, sporo współczesności, dacze, letnicy,  mam wrażenie, że teraz tego było dużo więcej niż ostatnio 5 lat temu jak tam "wizytowałem". Wiatr mi sprzyjał, ruszyłem pod słońce o świcie w kierunku wschodnim, za Brokiem wykręcam na zachód i na powrocie jadę znowu pod słońce. Na początku od razu zamarzłem, ale od Łochowa czułem jak zaczynam powoli odtajać, trwało to z godzinę, jedyny plus takiego zamarznięcia to, to, że nie uszczuplam zapasów wody. Spotkałem się ze wszystkimi zjawiskami na drodze: petarda szutry przy wale na Bugu, łąki, krowy, konie, wiadomo tereny zalewowe, rozpędzone bmw i mijanie na trzeciego na wiejskiej drodze, korzenie, piachy, kamienie też były. Ale w większości jechałem lokalnymi asfaltami, wąskie, popękane, znikomy ruch, sporo szutrów zostało wyasfaltowanych, zniknęła ładna parokilometrowa szutrowa trasa z czarnego żużlu wzdłuż Narwi. To był debiut roweru, w końcu nic nie trzeszczało, skrzypiało, nic, oprócz plastiku na kasku i skóry na bucie. Kiedyś były skutecznie zagłuszane przez jęki i stęki starej ramy. 
A cały dzień dyspensy, nie musiałem spieszyć się, tylko tu postój, tam fotka, posiedzieć pod drzewem, popatrzeć na rzekę. O takie podróżowanie coraz bardziej cenię.


Narew, przystanek na falafela


at down






















  • DST 239.00km
  • Czas 09:48
  • VAVG 24.39km/h
  • Sprzęt FELT
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 września 2024 Kategoria Grawele, Kółka do 75 km

Felt Broam 30,

Solidny update po 8 latach. Niestety Giant połamał się na Kaszubskiej wyprawce i, został zastąpiony. It is the first time, time ride. 



  • DST 36.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 23.74km/h
  • Sprzęt FELT
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 września 2024 Kategoria Praca

do pracy, pięć piątek

kilometry lecą i ułożyły się w taki zestaw. 
Sobota, 31 sierpnia 2024 Kategoria z Tymonem, Kółka do 75 km, Grawele

Jaćwińgskie tropy, d.5

ostatnia przejażdżka po Suwalskim Parku, miejsce nie do przecenienia. 















  • DST 22.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 12.57km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 sierpnia 2024 Kategoria Kółka do 75 km, Grawele

Jaćwińgskie tropy, d.4

Sił już coraz mniej, jeżdżę tylko rano, gorąco, chociaż wcześnie było przyjemniej bo było gorąco, ale wiał zimny północny wiatr, i trochę ulgi dawał.















  • DST 36.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 17.56km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 sierpnia 2024 Kategoria Kółka do 75 km, Grawele

Jaćwińgskie tropy, d.3

Dolina Wodziłki, jedynym minusem są psy, ale jakoś "przepuszczają"













  • DST 24.00km
  • Czas 01:41
  • VAVG 14.26km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 sierpnia 2024 Kategoria z Tymonem, Kółka do 75 km, Grawele

Jaćwińgskie tropy, d.2

Każdy ma jakieś ulubione miejsce, a ten park to moje takie właśnie miejsce.















  • DST 81.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 16.99km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 sierpnia 2024 Kategoria z Tymonem, Kółka do 75 km, Grawele

Jaćwińgskie tropy, d.1

Mini wyprawa z synem do Suwalskiego Parku, połączona z biwakiem na pustym kampingu w dolince w Szurpilach.
















  • DST 72.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 17.56km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 sierpnia 2024 Kategoria Kółka do 150 km

Kampi tomato juice&ride

Kampinowska runda

  • DST 139.00km
  • Czas 05:00
  • VAVG 27.80km/h
  • Sprzęt CA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 30 lipca 2024 Kategoria Górskie, Grawele, Kółka do 150 km

Harz

Harz nieduże pasmo górskie w środkowych Niemczech, stare, wystające, zwietrzałe granity, wielkie pagóry, gęsta sieć szuterów, najwyższy szczyt Brocken (1142 m. n.p.m.), na który prawie wjechałem, chociaż nie planowałem. Zaczęło się niewinne, jadę po płaskim, do pierwszego pasma górskiego około 25 km, jest słonecznie, rześki poranek. Mijam pola, wsie, na drodze ruch minimalny Za Langelsheim rozpoczyna się DDR poprowadzona po dawnym szlaku kolejowym, co tu się wyprawia, aż głowę urywa od atrakcji, jazda lasem, wzdłuż sporego potoku, czasami przy ścianie skalnej sięgającej paru metrów, nieograniczona widoczność,  niektóre odcinki drogi prowadzone są po wysokim nasypie, jazda pod wiszącymi wiaduktami, a czasami po nich górą. Niezauważalnie pnę się, ale w sposób umiarkowany, delikatnie, w końcu to szlak kolejowy, radykalnych przewyższeń brak. Słońce tez już przygrzewa, wody w bidonie szybko ubywa, planuje tankować w Clausthal, ale przecinam miasto jakąś starą dzielnicą, drogi pod kątem prostym, przy nich stuletnie wille, szkoda mi było zjeżdżać w dół do sklepu po wodę. Wkrótce znowu jestem otoczonymi pagórami, wszystko we wrzosach, pastelowe kolory, ładnie, pięknie, cicho, spokojnie. Droga pierwsza klasa, jadę Specem, rowerem do dojazdów do pracy po płaskiej Warszawie, tylko opony założyłem szersze, hamulce v-break, kaseta 9-stopniowa Sora, wkrótce znajduję się w dolinie Große Söse, zjawiskowe widoki, cała dolina w zasięgu wzorku, niestety w Harz kornik drukarz, grasuje już od lat 80-tych i te perspektywy są wynikiem ogromnej dewastacji drzewostanu przez niego poczynionych. Przejeżdżam całą dolinę, wkrótce znajdę się na szutrze po przeciwległej stronie, i niekończący się zjazd w dół, na szczęście w dół, bo wody już od dawna nie ma, a złapało mnie południe. Świszcze bębenek, w końcówce złapałem asfalt, jak mi się chce pić...... Stacja kolejowa, tam, chociażby w toalecie uzupełnię bidony, ale okazuje się, że to była stacja, a obecnie taka mała recepcja campingu i sklep, gdzie kupuje 1,5 litra wody. A później sunę do Herzbergu, siadam w pierwszej napotkanej knajpie, która okazuje się lodziarnią na bogato, zamawiam coś, co ma w nazwie pasta, przekonany, że dostanę jakiś makaron, a dostaje ice-pasta, lody w kształcie makaronu.  Czym prędzej do Greka na gyrosa z frytkami, na nich wielkie koła cebuli, i do tego na koniec 50 ml anyżówki, w ramach greckiej tradycji i gościnności. Chyba przewróciłbym się pod stół, a tak przytomnie odmawiam, dokańczam piwo, bo przede mną szutry i 4,5h wspinania się w trybie ciągłym, 800 metrów w górę, na odcinku 38 km, w samo południe, z jednym bidonem wody. Dalsza droga to już szuter, dobrej jakości, mało uczęszczane drogi, w zasadzie pustka, pierwsze 10 km i połowa wysokości, w tym 17% ścianka, która pokonuje z buta, pewnie serce weszłoby w takie tętno, że ta woda z bidonu wyparowałaby cala przy pierwszym kontakcie. Cały czas to mozolne piecie się w górę, zrzucam kask. Mijam po drodze parę zamkniętych pensjonatów z wyciągami, niektóre zabite dechami nieczynne na stałe. Tanie loty wszędzie popsuły lokalny biznes turystyczny, ludzie wolą przelecieć dookoła świata, niż pochodzić po okolicy. Sporo tego jest, budynki z lat 70-tych z typową dla tamtego okresu architekturą, chyba wtedy w Niemczej był największy boom ekonomiczny, tłuste lata, kiedy masowo jeszcze nie wyjeżdżano, a wolny czas spędzano regionalnie, i wszyscy mieli góry pieniędzy, a życie i energia były tanie i nikt nie słyszał jeszcze o dziurze ozonowej. W końcu jest, zbudowana w zaciszu, na stoku, w cieniu, pod rozłożystymi konarami, z tarasu piękna panorama, tawerna, siadam, piję, piję, zamawiam 1l wody mrożonej w szkle na wynos, tzn do przelania w bidon i płace 12 EUR, spokojnie mina szachisty, nie daje po sobie poznać, że bez mrugnięcia okiem w tym stanie zapłaciłbym i 80 EUR, a w głębi głowy pulsuje myśl, tylko nie przeliczaj, nie przeliczaj na złocisze. Jadę dalej i myślę końca nie widać, ciągle pod górę, kamyki obijają ramę, czuć, że już jest gdzieś w okolicach 800 m.n.p.m. i w końcu dobijam do jez. Oderteich, widok ma wpływ ożywczy, już znowu chce mi się jechać dalej, pedałować przez te góry, pagóry, wrzosowiska, kamienie. Jest pięknie, jest moc, jezioro wygląda jak pierwotne, nieskażone człowiekiem, trochę przypomina Alaskę, z tego co widziałem w TV, bo ja nielot jestem i wyłącznie przemieszczam się na kołach. Zaraz jest podjazd i wjeżdżam w DK B4, całkiem szeroką, ruchliwą, ale z poboczem drogę. Powoli skleja mi się w głowie, że tu byłem, że do przełomu, przełęczy to jeszcze są do pokonania torfowiska Torfhaus, stroma szutrówka, zakończona ażurowymi betonowymi płytami z 20% nachyleniem pod przełęcz Brokena, którą z buta wchodziłem z dziećmi parę dni temu, prowadząc dyskusje, jak dobrze, że rowerami tędy nie jedziemy i kto i za ile dałby radę wjechać bez podpierania się nogą. No i jakoś poszło, tylko że jest już po 19.00, time slowly is over. Zjeżdżam na wariata, pod 60 km/h na v-brakach, jest asfalt, zamknięta droga dla kołowego ruchu, trochę rowerzystów wspina się, i już zaczyna się golden hour, byle co, pięknieje. Pojawiam się koło 20.00 w dużym turystycznym mieście Ilsenburg, marzy mi się kawa, taka mocna, dobra, petarda, niestety, wszystko zamknięte, jeszcze jest  widno, ale kawy już tutaj nie napiję się, o czym informuje mnie miła pani obsługująca bufet tylko z alkoholem. She said: Oh, sorry, it's 8:00 p.m., too late, everything is already closed.  Jadę dalej ku końcówce i ku zachodzącemu słońcu, chowa się za horyzontem spektakularnie. I finisz, później było ciemno i zaczęły biegać dzikie zwierzęta.



Dolina Große Söse


podjazd pod Siodło Brocken


jezioro Oderteich


wrzosowiska za Clausthal


pierwszy przystanek i jezioro


trasa po byłym torowisku


torowisko














za Brokenem, zjeżdżam






i finisz, później było ciemno i zaczęły biegać dzikie zwierzęta. 


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl