Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 28 czerwca 2023 Kategoria Górskie, Grawele, Kółka do 75 km

Jeseniki, czeskie rozjazdy i cyklotrasy, d.1

Vrbno pod Pradziadem to miasto, które łatwo może zmylić, życie w nim  koncentruje się wokół dwupasmówki, wyglądającej jak peryferyjna obwodnica, na której panuje umiarkowany i leniwy ruch, a to co w innych miastach przywykliśmy uznawać za centrum w Vrbnie jest to skupiskiem bloków z lat 80-tych poprzeplatanych starymi kamienicami. Sieciowe sklepy spożywcze wzdłuż dwupasmówki wyznaczają tętno i rytm życia miasta, oprócz tego dwa potężne ronda, z których można udać się w dowolnym kierunku świata. Ronda mają do siebie, że są rozgałęziaczami dróg.
Rozbijam namiot na sporym, ale jeszcze przed sezonem pustym campingu, recepcja jest składowiskiem różnych oldskulowych przedmiotów z epoki czechosłowackiej, czerwony telefon na tarczę, fornirowe na wysoki połysk meble, mało światła, przyjemny półmrok, stary fotel, i na nim czujny kot. Recepcjonistka też z tamtej epoki, za 5 nocy kasuje 1200 koron czeskich, i dodatkowo sprzedaje mi żetony prysznicowe za 20 koron sztuka.
Dojechałem, przedarłem się przez cale Mazowsze, Śląski i Opolszczyznę, przejechałem bez sensu przez przełęcz szutrówką bo tak doradził mi googel, zamiast jak człowiek, jechać krajówką wzdłuż góry, okrążyć ją, to cisnę turbodiesla na kreskę, dzidę, po przewyższeniu, a turbina uszkodzona, potrafi się wyłączyć, i wtedy trzeba się zatrzymać, wyłączyć silnik, poczekać, zresetować. Ale cóż to, Jesenniki miałem od dłuższego czasu w pamięci i planie, a teraz przyjechałem przekonać się czy było warto.
Budzę się, jeszcze jest ciemno, słychać pierwsze samochody, ciężarówka z łoskotem przyczepy zjeżdża gnana siłą grawitacji, ryk silnika samochodu szpanerskiego w przeciwnym kierunku, i wiadomo jak to w Czechach niezliczone: Fabie, Octavię, stare Favoritki, ciągle coś, a ja tą drogą wkrótce będę się wspinał w kierunku Pradziada, góry, która jest królem tego pasma i można wjechać na nią asfaltem i szutrem, i tak nasłuchuje jak z godziny na godzinę ten ruch rośnie.
Vrbno jest na wysokości 570 m.n.p.m. po 8,5 km jestem na 870 m.n.p.m., mijając klimatyczną Karlovą Studankę, w której można tankować bidony mineralną wodą do wyboru, dalej jest parking, i droga na „króla”, ale ja nią pod koniec dnia będę zjeżdżał, bo teraz śmigam w dół, żeby przejechać przez parę przełęczy wspiąć się na najwyżej w UE położoną elektrownię wodną w Dlouhe Sterane (1354 m.n.p.m.) i dopiero pod koniec dnia od zachodniej strony po szutrze wjechać na Pradziada.
Dwie godziny zajął Vidlak (851m.n.p.m.) i Pec, na drugą przełęcz wpycham, jest za stromo i za dużo kamieni, to taki łącznik między cyklotrasami, ale trochę kroków nie zaszkodzi. Podjeżdżam wąskimi asfaltówkami, czasami wybrakowany ten asfalt, wyżej przechodzi w szutry, końcówka czerwca sporo już zieleni, wzdłuż szumiącego potoku, woda z łoskotem spada w dół, słońce schowane za chmurami nie wyciska siódmych potów, cały czas teren leśny, wioski widzę tylko z lotu ptaka, jako element szerokich panoram, a wody w bidonach coraz mniej, jestem cały czas sam, dlatego zjeżdżam bez szaleństw, 30 km/h i hamuje.
Widokowo trochę marnie, jak to w zalesionych górach, jak jest prześwit i stanę na palcach to widzę słynną serpentyniarską drogę pod Kouty nad Desnou i wieżę na Pradziadzie. Jeszcze nie wiem, że będę wkrótce w środku wieży kawę pił, bo trasa wyznaczona jeszcze w zimie i nie przejrzałem się jej teraz dokładnie.
Dlouhe Sterane na ściętym jego szczycie utworzono górny zbiornik elektrowni wodnej o długości 710 m i szerokości 240 m, głębokość 26 m. Tyle liczby. Trafiłem, kiedy zbiornik był pusty, na dnie zalegały tylko kałuże, pewnie parę tysięcy litrów wody. Idealna sceneria na postapokaliptyczny film, wielki betonowy rów, na szczyt którego wiedzie asfaltówka, zamknięta szlabanem, przed którym stoi znak ostrzegawczy „cyklisto sesednii z kola”. Oczywiście lepsze wrażenie robi zjazd niż podjazd, do samej doliny asfaltem, serpentyną, szumi bębenek, po drodze kolejny zbiornik tzw dolny, pobieram cło za mordęgę wjazdu tutaj po żużlu i kamieniach.
Obiad w Kouty, smażony ser, jedzenie w Czechach nie jest za fajne, nic nie rozumiem z menu, i testuje, wczoraj trafiły mi się takie kluski a'la nasze kopytka tylko, że szare, okraszone tłuszczem i skwarkami. Czeka mnie jeszcze 14 km do podjechania na Pradziada i 1 km w pionie, ale na szczęście nie wiem o tym, bo nie lubię sprawdzać danych na małym ekranie garmina, jeżdżę po równinie gdzie głównie liczy się odległość i ewentualnie z której strony wieje wiatr. Zaczyna się asfaltem, długie serpentyny, dosyć strome, ale nie takie że pęka żyła w głowie. Gęsty las, szum strumieni, cały ten region to jakieś eldorado wodne, na stokach wybijają dziesiątki źródeł z leczniczymi wodami, słońce wyszło za chmur, a mnie otacza przyjemna wilgotność starego lasu. Gdy szuter zastępuje asfalt zwiększa się nachylenie, czasami jest ciężko i pokornie zsiadam, okolica sprawia wrażenie wyludnionej, nie ryzykuje kontuzji, zresztą czas dać "odpocząć" zmęczonym nogom. W końcu taki odcinek wyłożony nieregularnymi, płaskimi kamieniami prowadzę, zbyt niestabilnie i jakby zdarzył się jakiś wypadek to nie wiem czy ktoś jeszcze tego dnia by tędy przechodził. W końcu wyjeżdżam na polanę, w głębi znajduje się stare, drewniane schronisko, niestety zamknięte, a za łyk wody oddałbym już wszystko, wysokość już jest osiągnięta, drzew zasłaniających panoramy coraz mniej, a te są coraz lepsze. Parę metrów w górę i skrzyżowanie, w lewo zjazd w dół, w prawo można wspiąć się na Pradziada, wygodnie rozsiąść się w wieży, ze szklanką coli lub piwa w dłoni, wybieram w górę, a w dłoni te dwa napoje, tylko w odwrotnej kolejności. Wieje korzystnie także ten wiatr wpycha mnie na szczyt, po starym popękanym asfalcie, podoba mi się ta droga w końcówce, po odkrytym terenie, z lewej metalowa bariera, nic nie ogranicza widoków. Mam szczęście na Pradziadzie podobno czasami tak jest, że roje muszek nie dają żyć i nacieszyć się, ale tym razem tylko wieje, że głowe urywa, to też taka specyfika tej góry

Zjazd do bazy w Vrbie to czysta satysfakcja, w przeciągu 24 km do stracenia ponad 1000 m, szkoda, że rower już jest styrany wyjazdami, hamulce mechaniczne i trochę strach było puścić wodze fantazji. Rozpisałem się, ale mam wrażenie, że bikestats tak już stał się niszowy, że i tak nikt nie czyta. Kto doczytał niech zostawi jakiś ślad SOS. Ciekawe. 





Pradziad,


Karlova Studanka


na przełęcz


szumi rzeka, 


serpentyńska droga, znana jako droga pod Dlouhe Sterane


przełęcz









Dlouhe Sterane, droga dokoła zbiornika


Dlouhe Sterane


zbiornik dolny


podejście


widok z polany ze starym schroniskiem


droga na Pradziada


Z Pradziada panorama



  • DST 101.00km
  • Czas 06:42
  • VAVG 15.07km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Czyta się jeszcze. Fajnie jak ktoś prócz zdjęć doda jakiś ciekawy opis od siebie :) tak jak ty. Bardzo ciekawa relacja
mallutky
- 22:25 piątek, 6 października 2023 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl