Wpisy archiwalne w kategorii
Kółka do 150 km
Dystans całkowity: | 12454.00 km (w terenie 385.00 km; 3.09%) |
Czas w ruchu: | 534:11 |
Średnia prędkość: | 23.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.30 km/h |
Suma podjazdów: | 1450 m |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 136.86 km i 5h 52m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 30 czerwca 2022
Kategoria Kółka do 150 km
Kalwaryja
Do Góry Kalwarii, szosą, wiatr w plecy, na miejscu jestem o 9:30, kawiarnia zamknięta, w spożywczym kupuje wiodę i magnuma. Rower zostawiłem w słońcu, sam w cieniu, w między czasie otwierają kawiarnię, ale już nie chce mi się czekać, termometr pokazuje 32C, o godzinie 10:00. Na powrocie pod wiatr i w słońcu. Dziś wybiło 90.000 na BS.
- DST 124.00km
- Czas 04:44
- VAVG 26.20km/h
- Sprzęt CA
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2022
Kategoria Kółka do 150 km
Przyjemna dla oka nuda płaskowca mazowieckiego
Nie było wcale tak płasko jak można byłoby się spodziewać. Manewruje w okolicach cieków wodnych północnego Mazowsza, miejsce cieszące się lokalną popularnością wśród porannych wędkarzy, amatorów łódek i małych żaglówek, niedzielnik o absurdalnie porannej godzinie, z rana w wilgoci znad łąk, później słońce przejmuje inicjatywę i wyciska poty. Pierwszy raz wjeżdżam do Serocka od strony zachodniej, z górki, ładnym szuterem, można się rozpędzić, niestety na 28 mm kołach trochę rzuca. Później drugi ring wzdłuż prawobrzeżnej Narwi, nowiutkim asfalcikiem, jest też stary, popękany asfalt, i droga przez las usypana z gruboziarnistego piachu, w którym opony rzeźbią rowek i zapadają się. Zaliczyłem też bliskie spotkanie z pesem, biegnącym odgryźć mi łydkę. Przedziurawiłem ostatnią z zapasu dętkę z decatlona, słabe są na maksa, myślałem, że prześladuje mnie pech bo jeżdżę po DDR w okolicach, gdzie sporo pije się i ludziom wypadają flaszki z dziurawych rąk. Teraz założyłem continentala, zobaczymy, guma dużo grubsza, dobrze, że miałem nową pompkę, wysokociśnieniową z wężykiem, bo tą starą po bym się pocharatał, i zdążyłyby zeżreć mnie wygłodniałe wielkie leśne muchy i komary. Woda z bidona poszła na mycie rąk, trochę sucho w gardle, ale jadę do sporego rozlewiska nad Bugiem, z czynnym sklepem.
A dalej to już jak zawsze, po 90 km zmniejsza się motywacja i odliczam metry do końca.

Całkiem przyjemne dla oka nudy płaskowca mazowieckiego.

Narew, szeroko, za parę kilometrów połączy sie z Bugiem, a jeszcze za parę wpadną razem z wizytą do Wisły.
A dalej to już jak zawsze, po 90 km zmniejsza się motywacja i odliczam metry do końca.

Całkiem przyjemne dla oka nudy płaskowca mazowieckiego.

Narew, szeroko, za parę kilometrów połączy sie z Bugiem, a jeszcze za parę wpadną razem z wizytą do Wisły.
- DST 114.00km
- Czas 04:17
- VAVG 26.61km/h
- Sprzęt CA
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 maja 2022
Kategoria Kółka do 150 km, Górskie
Obrót 360º wokół masywu Łysicy – szosa
Prosty pomysł na wycieczkę, obrócić się 360º wokół masywu Łysicy. Różne odsłony tej samej górki, poza tym za widowiskowy punkt odniesienia posłużyła mi wieża radiowo-telewizyjna oraz klasztor. Polecam, 99% asfalt. Tylko w okolicach Łagowa trzeba przeskoczyć przez rzeczkę po pniu, albo pojechać drogą wzdłuż kopani. W górę 2100 metrów w pionie według komoota, można przetestować napęd we wersji na podjazdy.

Masyw Łysicy

widoki

maj

zalew i gdzieś tam zapora Wióry

ostatki.

Masyw Łysicy

widoki

maj

zalew i gdzieś tam zapora Wióry

ostatki.
- DST 170.00km
- Czas 07:41
- VAVG 22.13km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 maja 2022
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
Świętokrzyski rajd po gruzie – Św Kat. Szydłów, Łagów, Św Kat.
Dobra hipoteza, że w okolicach Gór Świętokrzyskich powinny być super szutry, w końcu kamyków tam nie brakuje. Odkryciem są tereny w okolicach Szydłowa, spora sieć dróg, ruch zerowy, ładny krajobraz. Natomiast tereny w okolicach Łagowa to solidne ścianki do podjechania, 10%-12%.

Szydłów

gdzieś po drodze

Cisowsko–Orłowiński Park Krajobrazowy, na przestrzał, z zachodu na wschód.

Szydłów

gdzieś po drodze

Cisowsko–Orłowiński Park Krajobrazowy, na przestrzał, z zachodu na wschód.
- DST 160.00km
- Czas 07:07
- VAVG 22.48km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2022
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
Napoleońskim szlakiem
Droga między Mostówką a Kamieńczykiem nierowerowa, nieprzebrane piachy. Trakt napoleoński w asfalcie, długa prosta, biegnąca na północny-wschód. Na powrocie odpuszczam gruzową drogę w Dreszewie i Stasiepole.








- DST 111.00km
- Czas 05:10
- VAVG 21.48km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 września 2021
Kategoria Kółka do 150 km, Grawele
Podlasie, puszcza Knyszyńska...
...bardzo dobra przejezdność trasy, w zasadzie bez wtopy. Szczególnie w pamięci utkwiła mi miejscowość Poczopek. A Podlasie wcale nie jest takie płaskie.

po lewej ciągnie się singielek z podjazdem na 202 m.n.p.m., na Żukową Górę.

szuter z Poczopka.

Szuter do Poczopka

Kruszyniany

Podlasie

Waliły Dwór

po lewej ciągnie się singielek z podjazdem na 202 m.n.p.m., na Żukową Górę.

szuter z Poczopka.

Szuter do Poczopka

Kruszyniany

Podlasie

Waliły Dwór
- DST 130.00km
- Czas 06:24
- VAVG 20.31km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 września 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
Objazd
Do Supraśla z bazy dojeżdżam asfaltem, żeby było szybciej, dziś w planie mam objechać trasę Rasputina z 2020 roku, z opcją zawinięcia się w okolicach jez. Siemianowskiego, czyli tereny na południowy–wschód. Za Cieliczanką szeroki, dobrze ubity szutr, jedzie się po tym przyjemnie, kilometry umykają, lasy przeplatane łąkami, wysokie trawy, naturalne tereny zalewowe eko–systemu rzecznego paru małych rzek, które w tym miejscu łączą się ze sobą, stąd uzdrowiskowa sława Supraśla. Mijam małą wieś Królowy Mosty, z ładną cerkwią, zbudowana z kamienia, przecinam DK, i dalej na południe, zanurzam się w las, droga gorsza, las też, taka hodowla drzew pod przemysł, jednak jest różnica, pomiędzy lasem gdzie człowiek mniej ingeruje w życie ekosystemu. Michałowo mijam koło 9:00, trochę GreenVelo, a później ponownie w taki hodowlany teren leśny z sypkim szutrem.
Poza wyznaczeniem śladu gpx nie sprawdzam co jest do zabaczenia po drodze, zwiedzenia, bardziej interesuje mnie sama droga i jej spontaniczny pejzaż. Tym razem w okolicach rzeki Narwi mijam Skit prawosławny, wyjątkowo obejrzałem sobie, chociaż z założenia omijam również wszelkie zabytki sakralne. Ciekawe miejsce, pustelnia, zupełnie inny tryb życia, same niewiadome, coś tajemniczego. Po wyjściu przez efektowną bramę przeprawiam się przez Narew kładką na szerokość stopy, rower na grzbiecie, trochę krępuje ruchy, przeszkadza. Później to były asfalty, droga dłużyła się, do Narewki jechałem pod wiatr. W sklepie dokupiłem pomidory, które wrzuciłem do midloadera Topeaka, słaba ta torba pod ramę, rozszczepił się zamek, rozerwał go ciężar, upadł na asfalt telefon komórkowy, na szczęście nic go nie rozjechało, wiem już skąd bierze się różnica w cenie poszczególnych marek. Jezioro Siemianowskie mijam w przemysłowej jego części, robi wielkością wrażenie, przez środek jeziora biegnie nasyp kolejowy chyba na Białoruś. Nie podchodzę bliżej, sporo policji, celnicy sprawdzają samochody w związku z sytuacją na granicy, czytam w necie, że rozważana jest opcja stanu wyjątkowego dla tego rejonu.
Popas nad jeziorem, cisza, jakaś wiata w trzcinach, słońce, w końcu ubieram się tak na krótko bo już gorąco. Ostatnie kanapki, nieszczęsne pomidory wszystko to znika w otchłaniach trzewi. Powrót to cały czas las, szuter, trochę piachu, hopek, najgorzej gdy zaczynają się piachy, ale tych mało pamiętam, tylko fragmentem, jestem zmęczony to już ponad setka, w większości drogami gruntowymi, celem są Kruszynianach, tam planuje obiad. Z perspektywy czasu, to była dobra trasa, ale wtedy zbierały się nade mną solidne deszczowe chmury, wiatr wzmagał się, i psychologicznie było nieprzyjemnie, stąd wymuszony pośpiech i niecierpliwość.
W Kruszynianach jest już wojsko i policja, obstawiają szutrowe skrzyżowana, jeszcze nie sprawdzają, widok mój wyrywa ich z drzemki, jestem taki ani lokals, ani arab w turbanie, na razie przepuszczają. Pojadłem dobrze w Dworze pod Lipami, czy jakoś tak, właściciele Rosjanie, i dalej w drogę, niestety sporo odcinków typowo leśnych, piachy, korzenie, mało utwardzonego terenu. Zamulam tak do Góran, później jest już lepiej, wręcz doskonale. Tereny polecam, chociaż teraz nie wiadomo, kiedy zostaną "odemknięte".

Most na rzece Płoska

za Cieliczanką

Rozlewiska za Supraślem

cerkiew w osadzie Królowej Mosty.

Skit prawosławny

wieje i będzie padać, wkrótce

Supraśl.

meczet w Kruszynianach

finish na koniec

ładna prosta

trasa część 1 – Supraśl – jez. Siemianowskie
trasa część druga, powrotna:
Poza wyznaczeniem śladu gpx nie sprawdzam co jest do zabaczenia po drodze, zwiedzenia, bardziej interesuje mnie sama droga i jej spontaniczny pejzaż. Tym razem w okolicach rzeki Narwi mijam Skit prawosławny, wyjątkowo obejrzałem sobie, chociaż z założenia omijam również wszelkie zabytki sakralne. Ciekawe miejsce, pustelnia, zupełnie inny tryb życia, same niewiadome, coś tajemniczego. Po wyjściu przez efektowną bramę przeprawiam się przez Narew kładką na szerokość stopy, rower na grzbiecie, trochę krępuje ruchy, przeszkadza. Później to były asfalty, droga dłużyła się, do Narewki jechałem pod wiatr. W sklepie dokupiłem pomidory, które wrzuciłem do midloadera Topeaka, słaba ta torba pod ramę, rozszczepił się zamek, rozerwał go ciężar, upadł na asfalt telefon komórkowy, na szczęście nic go nie rozjechało, wiem już skąd bierze się różnica w cenie poszczególnych marek. Jezioro Siemianowskie mijam w przemysłowej jego części, robi wielkością wrażenie, przez środek jeziora biegnie nasyp kolejowy chyba na Białoruś. Nie podchodzę bliżej, sporo policji, celnicy sprawdzają samochody w związku z sytuacją na granicy, czytam w necie, że rozważana jest opcja stanu wyjątkowego dla tego rejonu.
Popas nad jeziorem, cisza, jakaś wiata w trzcinach, słońce, w końcu ubieram się tak na krótko bo już gorąco. Ostatnie kanapki, nieszczęsne pomidory wszystko to znika w otchłaniach trzewi. Powrót to cały czas las, szuter, trochę piachu, hopek, najgorzej gdy zaczynają się piachy, ale tych mało pamiętam, tylko fragmentem, jestem zmęczony to już ponad setka, w większości drogami gruntowymi, celem są Kruszynianach, tam planuje obiad. Z perspektywy czasu, to była dobra trasa, ale wtedy zbierały się nade mną solidne deszczowe chmury, wiatr wzmagał się, i psychologicznie było nieprzyjemnie, stąd wymuszony pośpiech i niecierpliwość.
W Kruszynianach jest już wojsko i policja, obstawiają szutrowe skrzyżowana, jeszcze nie sprawdzają, widok mój wyrywa ich z drzemki, jestem taki ani lokals, ani arab w turbanie, na razie przepuszczają. Pojadłem dobrze w Dworze pod Lipami, czy jakoś tak, właściciele Rosjanie, i dalej w drogę, niestety sporo odcinków typowo leśnych, piachy, korzenie, mało utwardzonego terenu. Zamulam tak do Góran, później jest już lepiej, wręcz doskonale. Tereny polecam, chociaż teraz nie wiadomo, kiedy zostaną "odemknięte".

Most na rzece Płoska

za Cieliczanką

Rozlewiska za Supraślem

cerkiew w osadzie Królowej Mosty.

Skit prawosławny

wieje i będzie padać, wkrótce

Supraśl.

meczet w Kruszynianach

finish na koniec

ładna prosta

trasa część 1 – Supraśl – jez. Siemianowskie
trasa część druga, powrotna:
- DST 180.00km
- Czas 08:08
- VAVG 22.13km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 września 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
Objazd Rasputin_2021_
Tak to wygląda w realu. Pętla zgapiona w neta i jest częścią żwirowego wyścigu po lasach puszczy Knyszyńskiej.














- DST 155.00km
- Czas 08:04
- VAVG 19.21km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 sierpnia 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
GLG_Mikołajki
Sobota, o siódmej przygrzewa już słońce, odległe i zapomniane zjawisko w ostatnich dniach, po nocnej ulewie pełno kałuż, na szutrówce do tej pory twardej i wygodnej opony rzeźbią wzorek własnego bieżnika, zrzucam z przodu na małą zębatkę, i to już koniec, rozerwany pancerz na długości 10 cm. Zaplanowany wyjazd składa się z trzech etapów: 115 km szutrami do Mikołajek, później przeprawa przez lasy do Rucianego na pociąg do Ełku i stamtąd powrót do Olecka, nierozpoznaną przez Komoot drogą, zaznaczoną czarną przerywaną linią. Na pewno uda się przy sprawnym sprzęcie. Tylko właściwie, czy przeprawiając się drogą na wpół asfaltowo-terenową, grząską, rozłażącą się od naporu opony, potrzebuje coś więcej niż, najmniejsza zębatka z przodu i 8 wąskich szosowych przełożeń z tyłu. Spróbuje, szkoda dnia, wrócić zawsze mogę. A to słońce to szybko zniknęło, za zasłoną ołowianych, ciężkich chmur.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
- DST 168.00km
- Czas 09:09
- VAVG 18.36km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 sierpnia 2021
Kategoria Kółka do 150 km, Grawele
Augustów
Dzień niesłoneczny, rano mżawka, chłodno, wietrznie, smutne szare kolory. Opad miał rozpocząć się koło 13.00, ale pośpieszyło się, wiało z zachodu z taką prędkością, że deszcz wyprzedził prognozy o jakieś 4 godziny. Dziś trasa Olecko-Augustów, obiad i powrót. Na początek asfaltem, trochę nudnawo, ciągną się proste, teren rolniczy, później wzdłuż Rospudy, już szuterek, las, deszczowo, droga szybko umyka, tylko czasami piach trafia się, mam wrażenie, że zawsze na podjazdach. Augustów, taki jak zapamiętałem z wizyty sprzed 15 lat, może bardzie rozwinięta baza gastronomiczna. Na powrocie po szlaku GVelo, później krajówką z poboczem i znowu w las. Póżniej 15 km drogą wojewódzką, wychodzi słońce, przyjemnie. Taki dzień, relaksowy na prostowanie nogi po wczorajszym, a jeszcze przed jutrzejszym.

Nad Rospudą

Rospuda bez roweru

jez. Olecko Małe.

Jez. Necko, Augustów
trasa w jedną stronę, na powrocie asfaltem.

Nad Rospudą

Rospuda bez roweru

jez. Olecko Małe.

Jez. Necko, Augustów
trasa w jedną stronę, na powrocie asfaltem.
- DST 115.00km
- Czas 05:05
- VAVG 22.62km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze