Wpisy archiwalne w kategorii
Terenowo
Dystans całkowity: | 5399.70 km (w terenie 873.00 km; 16.17%) |
Czas w ruchu: | 325:03 |
Średnia prędkość: | 15.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2500 m |
Liczba aktywności: | 168 |
Średnio na aktywność: | 32.14 km i 2h 02m |
Więcej statystyk |
Sobota, 21 marca 2020
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
trasa nowy Bercik
Jak okazało się dotychczas Bercika jeździłem starą trasą, przypadkowe spotkanie zadecydowało, że dziwne strzałki na drzewach ułożyły się w całość, dobrze oznakowaną, ładnie poprowadzoną trasę MTB. Niestety nie skończona, bo złapałem flaka, i trasę kończyłem już sam, zgrywając 2 ślad.
- DST 25.00km
- Czas 01:31
- VAVG 16.48km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 marca 2020
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
pobliski las
Pojechałem w las, wypluć wirusa co mi w płucach zalega, ale nie sądzę, żeby to był ten z koroną w tle, do takiego plebejusza jak ja, nie czepiłby się taki arystokratyczny wirus. Tak się zdiagnozowałem. Krążyłem po wydmach otaczających Horowe Bagno.
- DST 19.50km
- Czas 01:20
- VAVG 14.62km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 listopada 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
Klasyczny Bercik
mogłem dziś rozerwać się na różne sposoby, a rozerwałem się terenowo, z rzeczy fartownych to przeżyłem najazd na schowany pod liśćmi wystający pień. Wstrząs, telepnięcie, spore, kierownica zamierzała "uskoczyć z rąk", dużo pomogła opona i amortyzator.
- DST 26.00km
- Czas 01:45
- VAVG 14.86km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 listopada 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
Śladem Bike Poland w Markach.
Cała pętla w wersji MAX, na początek wjazd na śmieciową górę, elegancka panorama na Warszawę roztacza się przed moimi oczami, prawie Los Angeles, ale prawie robi różnicę. Później w las, przeskakuje z dróg wykorzystywanych przez leśników, na skrzyżowaniach piach, te fragmenty pokonuję z rozpędu, jeszcze mam siły. W końcu te meandry po lesie zaprowadziły mnie do całkiem przyzwoitego i długiego singletracka i grzbietem wydmy dostaje się do najtrudniejszego fragmentu czyli rezerwatu Łęgi Czarnej Strugi. Przedzieram się ścieżką, wokół bagna i zwalone drzewa, przez parę muszę przeskoczyć, przyjemny mikroklimat, torfowiska i dzikość, las w swojej naturalnej formie, 100 letni drzewostan. Po pokonaniu tego fragmentu pozostało wspiąć się na wydmę, piaszczystą i rozrytą drogą w końcówce, i zjazd w celu przecięcia DK 632 w kierunku Zamostków Wólczańskich.
Tutaj ma swój początek drugi etap, wersja trasy Max, biegnie ona lasami przez Beniaminów i opiera się o drogę wojewódzką na wysokości Rynii nad Zalewem Zegrzyńskim. Tutaj aspekty widokowe i wrażenia już mieszane, dużo większa część trasy oparta o drogi przeciwpożarowe i służące do wywożenia drzewa z lasu, co widać od razu po ząbkowanym, biegnącym pod kątami prostymi śladzie trasy, a tam gdzie jest ślad w formie wstęgi tam były bardziej naturale warunki leśne, wydmy porośnięte mchami. Niestety w większości trasa biegła przez tereny gdzie trwa wyrąb, rozryta droga, rozrzucone tysiące gałęzi.
Nie planowałem przejechać całej pętli i miałem tylko 0,7l wody, którą musiałem oszczędzać, kasy brak bo uznałem, że na krótką wycieczkę do lasu jest niepotrzebna i jak zawsze o jedną za dużo warstw ubrań, po dziewiątej aura zrobiła się słoneczna. W końcówce odpuszczam wjazdy i zjazdy z paru wydm, odczuwam już spore pragnienie i prosto zmierzam do bazy, z jedną myślą, jak bardzo chce mi się pić.

przyjemny las,

jeziorko

dąb
Tutaj ma swój początek drugi etap, wersja trasy Max, biegnie ona lasami przez Beniaminów i opiera się o drogę wojewódzką na wysokości Rynii nad Zalewem Zegrzyńskim. Tutaj aspekty widokowe i wrażenia już mieszane, dużo większa część trasy oparta o drogi przeciwpożarowe i służące do wywożenia drzewa z lasu, co widać od razu po ząbkowanym, biegnącym pod kątami prostymi śladzie trasy, a tam gdzie jest ślad w formie wstęgi tam były bardziej naturale warunki leśne, wydmy porośnięte mchami. Niestety w większości trasa biegła przez tereny gdzie trwa wyrąb, rozryta droga, rozrzucone tysiące gałęzi.
Nie planowałem przejechać całej pętli i miałem tylko 0,7l wody, którą musiałem oszczędzać, kasy brak bo uznałem, że na krótką wycieczkę do lasu jest niepotrzebna i jak zawsze o jedną za dużo warstw ubrań, po dziewiątej aura zrobiła się słoneczna. W końcówce odpuszczam wjazdy i zjazdy z paru wydm, odczuwam już spore pragnienie i prosto zmierzam do bazy, z jedną myślą, jak bardzo chce mi się pić.

przyjemny las,

jeziorko

dąb
- DST 52.00km
- Czas 03:01
- VAVG 17.24km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 października 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
CX Bercik
Terenowo, cały Bercik, klasyk, startując z ulicy Księżycowej, kręcę rundę w kierunku północnym. Trasa na której szlifuje odruchy MTB, uczę się podjeżdżać, zjeżdżać i przede wszystkim planować. Single i wydmy, nie jest płasko na tym terenie parę dekad temu w wyniku prac wykopaliskowych pozostawiono zwałki, które zdążyły zarosnąć gęstym lasem. Podjazdy tak do 10-15 m jazda na krechę, wąską, niekiedy piaszczystą ścieżką.
Dane: kilometraż: 13 km, czas netto: 53 min, srednia 15,2 km/h, czas brutto 1:10 h, trochę błądziłem, ale wkrótce zapamiętam więcej szczegółów.
Dodaje 30km dla wyrównania rocznych wskazań licznika na BS.
Dane: kilometraż: 13 km, czas netto: 53 min, srednia 15,2 km/h, czas brutto 1:10 h, trochę błądziłem, ale wkrótce zapamiętam więcej szczegółów.
Dodaje 30km dla wyrównania rocznych wskazań licznika na BS.
- DST 58.00km
- Czas 02:29
- VAVG 23.36km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 września 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Terenowo
Puszcza Słupecka_teren
Testowałem i jechałem po śladzie Poland Bike Marathon. Las znany, ale przejechany z inną logiką i konfiguracją. Pomocne było to, że jechałem po śladzie, jaki został głęboko zaznaczony przez uczestników maratonu.
- DST 33.00km
- Teren 33.00km
- Czas 01:45
- VAVG 18.86km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 sierpnia 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Górskie, Terenowo
Beskid Śląski_D4_Malinowska Skała_Małe Skrzyczne
Ostatni dzień w Beskidzie, dlatego celem nie były asfalty, a drogi z tłucznia i kamienne ścieżki. Chciałem uzupełnić przerwaną wycieczkę z niedzieli z powodu kończącego się dnia i braku sił, w południowo-wschodnim paśmie Baraniej Góry na odcinku od Malinowskiej Skały do Małego Skrzycznego. Na początek dobrze znaną trasą do tamy na jez. Czermiańskim, dalej jadę w kierunku ujścia Wisełki Białej. Droga, którą pnę się jest stara, z popękanym asfaltem, prowadzi czasami wąwozem, wszystko zdominowane jest przez zieleń, która wystaje ze szczelin uszkodzonego asfaltu, betonowy murek porośnięty mchami, mało przestrzeni, wszystko skondensowane, ściśnięte, to co ludzkie jest w odwrocie, zanika, przytłoczone przez przyrodę.
Na końcówce ostry zakręt, asfalt kończy się na dobre i wspinam się drogą przeciwpożarową, dobrze utrzymana szutrowa trasa, dzielona regularnie ułożonymi przepustami wodnymi, słońce grzeje, a ja kręcę powoli na najlżejszym przełożeniu, gdy dojeżdżam do skrzyżowania, z żółtym szlakiem muszę porzucić wygodną drogę i zrobić 20 minutowy wpych na Gawlasi. Pierwszy odpoczynek, teraz ma być łatwo i przyjemnie, ale tylko w teorii bo trafiają się takie zjazdy, że schodzenie sprawia trudność. Luźno rzucony kamień, a raczej jego miliardy odmian, i stromo, żeby tutaj jeździć to trzeba mieć doświadczenie i górską zajawkę. Ja przemieszczam się asekuracyjnie. Do Malinowskiej Skały najtrudniejszy odcinek, później udaje mi się cały czas jechać bez wpychania, sporo turystów na szlaku, niektórzy dopingują, gdy widzą mnie balansującego, próbującego utrzymać równowagę, gdy korby, za żaden skarb świata nie chcą obracać się zgodnie ze swoją naturą. Wjeżdżając pod Małe Skrzyczne jestem przedmiotem zakładu, wjadę czy runę na bok. W końcu wylądowałem na znanej polanie, na której pierwszego dnia błądziłem, szukając wyjazdu z niej w kierunku Wisły. Tym razem wiem, że trzeba udać się w kierunku leśnej ściany i tam między drzewami jest wąska droga składająca się z wymieszanego błota z kamieniami, biegnąca równolegle do grzbietu masywu. Nie powtarzam błędu z niedzieli i nie daje się zwieść dobrze rokującej drodze oznaczonej niebieskim kolorem, a wbijam w lewo w stromą leśną przecinkę która prowadzi do czerwonego szlaku, którym schodzę do drogi przeciwpożarowej prowadzącej do przełęczy Biały Krzyż. Tam odpoczywam, i wracam na przeciwpożarowy szutr, ale teraz to już cały czas w dół, tylko przepusty wodne są utrudnieniem.

droga, zakładniczka górskiej zieleni.

grzbiet, Malinowska Skała.

lepsze oblicze pasma Baraniej Góry, tędy dało się jechać.
Na końcówce ostry zakręt, asfalt kończy się na dobre i wspinam się drogą przeciwpożarową, dobrze utrzymana szutrowa trasa, dzielona regularnie ułożonymi przepustami wodnymi, słońce grzeje, a ja kręcę powoli na najlżejszym przełożeniu, gdy dojeżdżam do skrzyżowania, z żółtym szlakiem muszę porzucić wygodną drogę i zrobić 20 minutowy wpych na Gawlasi. Pierwszy odpoczynek, teraz ma być łatwo i przyjemnie, ale tylko w teorii bo trafiają się takie zjazdy, że schodzenie sprawia trudność. Luźno rzucony kamień, a raczej jego miliardy odmian, i stromo, żeby tutaj jeździć to trzeba mieć doświadczenie i górską zajawkę. Ja przemieszczam się asekuracyjnie. Do Malinowskiej Skały najtrudniejszy odcinek, później udaje mi się cały czas jechać bez wpychania, sporo turystów na szlaku, niektórzy dopingują, gdy widzą mnie balansującego, próbującego utrzymać równowagę, gdy korby, za żaden skarb świata nie chcą obracać się zgodnie ze swoją naturą. Wjeżdżając pod Małe Skrzyczne jestem przedmiotem zakładu, wjadę czy runę na bok. W końcu wylądowałem na znanej polanie, na której pierwszego dnia błądziłem, szukając wyjazdu z niej w kierunku Wisły. Tym razem wiem, że trzeba udać się w kierunku leśnej ściany i tam między drzewami jest wąska droga składająca się z wymieszanego błota z kamieniami, biegnąca równolegle do grzbietu masywu. Nie powtarzam błędu z niedzieli i nie daje się zwieść dobrze rokującej drodze oznaczonej niebieskim kolorem, a wbijam w lewo w stromą leśną przecinkę która prowadzi do czerwonego szlaku, którym schodzę do drogi przeciwpożarowej prowadzącej do przełęczy Biały Krzyż. Tam odpoczywam, i wracam na przeciwpożarowy szutr, ale teraz to już cały czas w dół, tylko przepusty wodne są utrudnieniem.

droga, zakładniczka górskiej zieleni.

grzbiet, Malinowska Skała.

lepsze oblicze pasma Baraniej Góry, tędy dało się jechać.
- DST 58.00km
- Teren 58.00km
- Czas 05:13
- VAVG 11.12km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 sierpnia 2019
Kategoria Kółka do 150 km, Górskie, Terenowo
Beskid Śląski_D3_objazd (Przeł. Szarcula, trójstyk, Czechy, Czantoria
Animozje i złośliwości pogodowe ustąpiły, wróciło słońce i czyste niebo oraz w gratisie do zestawu południowy wiatr, na szczęście w górach nie jest to tak istotny czynnik, jak na równinie. Startuje z Wisły w kierunku przeł. Szarcula, łagodnie do zapory na jez. Czerniańskim, później po serpentynach, mijam kompleks architektoniczny Zamku Prezydenckiego, góra bezlitosna, a epilog to typowy wyciskacz potu. Przeł. Szarcula płytkie siodło w Paśmie Baraniej Góry, dzielące dorzecza Wisły i Olzy – 771 m n.p.m, od skrzyżowania z Wisły to 6 kilometrów, w pionie 300 metrów różnicy. W nagrodę zjazd do Istebnej, cały czas w dół, wąskim, równym asfaltem, na zakręcie palą się znicze, dwa dni temu roztrzaskał się tu chłopak na kolarce. Niewiarygodne, droga z tych wygodnych i bezpiecznych, z minimalnym, prawie żadnym ruchem samochodowym, ale wystarczy jeden. Cześć jego pamięci.
Przecinam krajówkę i lecę na zachód wzdłuż doliny Olzy, po prawej słyszę szum rzeki, czasami ją widzę, droga pnie się górą po stoku. Chcę przedostać się na trójstyk, omijając drogi samochodowe, dlatego jakieś pasmo przecinam żółtym pieszym szlakiem, ale w całości przejezdny, na otwartych przestrzeniach widoki na falujące pasma, są to okolice urodzin Jerzego Kukuczki.
Jeszcze parę zakrętów, podjazdów, długa i ciągnąca się droga po ażurowych płytach i witam się z granicą kraju, na prawo Republika Czeska, na lewo Słowacja. Ja na prawo, przez Czechy do Jablunkova, lokalnym asfaltem, góry, serpentyny, max jestem na wysokości 630 n.p.m., póżniej długi zjazd do Jabłonkowa, który wcale nie jest taki zabytkowy, jak chciałyby tablice zachęcające do odwiedzenia go.
Stołuje się w restauracji „Nowa Ameryka“, całkiem przyjemne, lubię miejsca których świetność właśnie przemija, okazało się, że obiad mam sam sobie nałożyć, korzystając z garów wystawionych przy kuchni, za to miejsce znalazłem najlepsze z możliwych na tarasie z widokiem na góry i rower, pełnia szczęścia. Zamawiam na koniec piwo, bo wiem, że zaraz będę skręcał w Cyclotrasę numer 6086 w kierunku Nydka, i będzie to 500 metrów w pionie na odcinku 10 kilometrów. Wspinanie zajmuje mi około 50 minut, od połowy jadę lasem, już w okolicach szczytu po drogach gruntowych i szutrowych, niewiele już pamiętam, pewnie jak zawsze jechałem na najlżejszym przełożeniu wypatrując końca i czekając na zjazd jako ukoronowanie tych wszystkich trudów. Mało widoków obejrzałem, głównie po lasie, po żwirku, w Nydku okazało się, że nadal trwa słoneczny i ciepły dzień, pomyślałem, że zahaczę może dodatkowo o Czantorię Wielką. Zamawiam jeszcze raz piwo i próbuje od miejscowych dowiedzieć się jak dostać się najlepiej rowerem na górę. Towarzystwo jest podpite i chętne do udzielania rad, każdy podaje inną wersję. Trochę ogłupiały od tej wiedzy i wielu możliwości udaje się zielonym, znajomym szlakiem z zeszłego roku na grań wzdłuż granicy w okolice Szosowa Małego. Ten szlak jest bezwzględny dla rowerzysty, gdy za miastem kończy się asfalt od razu zsiadam i pcham przez 20 minut. Później wzdłuż grani po pasie granicznym, czerwonym szlakiem, w kierunku północnym. Szlak w większości do przejechania, w końcówce wpycham, poza tym zwiódł mnie po raz kolejny ładny bukowy las i nieświadomie omijam szczyt drogą pożarową, później podjeżdżam go od drugiej strony.
Na szczycie okazuje się, że dzień chyli się już ku końcowi, mało czasu na zjazd, na szczęście spotykam dwie osoby, za którymi zjeżdżam jedyną słuszną i w 100% przejezdną drogą z Czantorii do Ustronia, zahaczamy o stronę Czeską, pare razy przeskakujemy ze szlaku na szlak, mówią mi, że trochę czasu zajęło im opracowanie tej drogi. Taki fart, gdybym ich nie spotkał to czekałoby mnie ściąganie roweru do zmroku, bo wszystkie alternatywy wyglądały tak samo, stromo i po kamieniach w dół.

Zaolzie, gdzieś z tych okolic pochodził Jerzy Kukuczka.

trójstyk: Polska, Czechy i Słowacja.

Wjazd na Czantorię Wielką

Widok z przeł. Szarcula.
Przecinam krajówkę i lecę na zachód wzdłuż doliny Olzy, po prawej słyszę szum rzeki, czasami ją widzę, droga pnie się górą po stoku. Chcę przedostać się na trójstyk, omijając drogi samochodowe, dlatego jakieś pasmo przecinam żółtym pieszym szlakiem, ale w całości przejezdny, na otwartych przestrzeniach widoki na falujące pasma, są to okolice urodzin Jerzego Kukuczki.
Jeszcze parę zakrętów, podjazdów, długa i ciągnąca się droga po ażurowych płytach i witam się z granicą kraju, na prawo Republika Czeska, na lewo Słowacja. Ja na prawo, przez Czechy do Jablunkova, lokalnym asfaltem, góry, serpentyny, max jestem na wysokości 630 n.p.m., póżniej długi zjazd do Jabłonkowa, który wcale nie jest taki zabytkowy, jak chciałyby tablice zachęcające do odwiedzenia go.
Stołuje się w restauracji „Nowa Ameryka“, całkiem przyjemne, lubię miejsca których świetność właśnie przemija, okazało się, że obiad mam sam sobie nałożyć, korzystając z garów wystawionych przy kuchni, za to miejsce znalazłem najlepsze z możliwych na tarasie z widokiem na góry i rower, pełnia szczęścia. Zamawiam na koniec piwo, bo wiem, że zaraz będę skręcał w Cyclotrasę numer 6086 w kierunku Nydka, i będzie to 500 metrów w pionie na odcinku 10 kilometrów. Wspinanie zajmuje mi około 50 minut, od połowy jadę lasem, już w okolicach szczytu po drogach gruntowych i szutrowych, niewiele już pamiętam, pewnie jak zawsze jechałem na najlżejszym przełożeniu wypatrując końca i czekając na zjazd jako ukoronowanie tych wszystkich trudów. Mało widoków obejrzałem, głównie po lasie, po żwirku, w Nydku okazało się, że nadal trwa słoneczny i ciepły dzień, pomyślałem, że zahaczę może dodatkowo o Czantorię Wielką. Zamawiam jeszcze raz piwo i próbuje od miejscowych dowiedzieć się jak dostać się najlepiej rowerem na górę. Towarzystwo jest podpite i chętne do udzielania rad, każdy podaje inną wersję. Trochę ogłupiały od tej wiedzy i wielu możliwości udaje się zielonym, znajomym szlakiem z zeszłego roku na grań wzdłuż granicy w okolice Szosowa Małego. Ten szlak jest bezwzględny dla rowerzysty, gdy za miastem kończy się asfalt od razu zsiadam i pcham przez 20 minut. Później wzdłuż grani po pasie granicznym, czerwonym szlakiem, w kierunku północnym. Szlak w większości do przejechania, w końcówce wpycham, poza tym zwiódł mnie po raz kolejny ładny bukowy las i nieświadomie omijam szczyt drogą pożarową, później podjeżdżam go od drugiej strony.
Na szczycie okazuje się, że dzień chyli się już ku końcowi, mało czasu na zjazd, na szczęście spotykam dwie osoby, za którymi zjeżdżam jedyną słuszną i w 100% przejezdną drogą z Czantorii do Ustronia, zahaczamy o stronę Czeską, pare razy przeskakujemy ze szlaku na szlak, mówią mi, że trochę czasu zajęło im opracowanie tej drogi. Taki fart, gdybym ich nie spotkał to czekałoby mnie ściąganie roweru do zmroku, bo wszystkie alternatywy wyglądały tak samo, stromo i po kamieniach w dół.

Zaolzie, gdzieś z tych okolic pochodził Jerzy Kukuczka.

trójstyk: Polska, Czechy i Słowacja.

Wjazd na Czantorię Wielką

Widok z przeł. Szarcula.
- DST 111.00km
- Teren 80.00km
- Czas 07:52
- VAVG 14.11km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 sierpnia 2019
Kategoria Kółka do 75 km, Górskie, Terenowo
Beskid Sląski_D2_Barania Góra_Węgierska Górka_Koniaków_Szarcula
Poniedziałek, ciepło, góry opustoszałe, weekendowi turyści już w pracy, a tym razem trasę zaplanowałem adekwatnie do swoich możliwości, uwzględniłem realia górskie, tutaj kilometry nie lecą tak łatwo jak na mazowieckiej równinie. Na początek mijam tamę na jeziorze Czerniańskim, później w kierunku Baraniej Góry. Wczoraj zdobyłem szlif, świadomość została ukształtowana i ten podjazd pod Przysłop nie wydaje mi się jakiś trudny, ani stromy, wygodny asfalt, towarzyszy mi szum Wisełki Czarnej spływającej ku swojemu przeznaczeniu, kaskady, wodospady, przyjemnie, spotykam tylko kilku turystów. Za schroniskiem kończy się wygodna droga, w lewo odbija strome, kamieniste podejście, pod które trudno wpycha się rower i tak właściwie do końca pod sam szczyt Baraniej Góry, na którym odpoczywam, 1220 n.p.m. to dzisiejsze maksimum, ale nie oznacza końca wpychania i podjeżdżania. Odpoczynek, dobra widoczność, zauważam, że oprócz szlaków turystycznych, każda dolina ma dobrze utrzymane szutrowe drogi, zabezpieczające dolinę przed pożarem, nie przecinają one grzbietów, ale można nimi sprawnie poruszać się. Wystarczy tylko w końcówce wspiąć się szlakiem na grzbiet pasma i przejść na drugą stronę. Bardzo przydatna obserwacja. Z Baraniej Góry kontynuuje czerwonym szlakiem chyba to nawet GSB w kierunku południowo-wschodnim w kierunku Magurek, widoków górskich ciąg dalszy, grzbietem pasma, na podejściach i zejściach przeważnie wpycham w okolicach przełęczy jest bardziej płasko i daje radę jechać. Straciłem już sporo z wysokości, schodzę ostro w dół takim rumowiskiem kamieni a przede mną wyłania się Glinne przy moim zmęczeniu szczyt ten wydaje mi się zbyt wymagający, umykam przeciwpożarową drogą i dookoła Glinnego, "objeźdżam go" po szutrze, pikowanie w dół, później w górę, droga utwardzona tłuczniem to jakoś leci. Dalej to już asfaltem: Węgierska Górka – Kamesznica – Zimna Woda – Istebna – przeł. Szarcula – zapora – Wisła.

Droga w kierunku Magurek, grzbiet Baraniej Góry w kierunku Węgierskiej Górki (GSB – CZERWONY)

zejście z Baraniej Góry

pasmo Baraniej Góry

GSB zdjęcie wypłaszcza, ale to było strome zejście,

Droga w kierunku Magurek, grzbiet Baraniej Góry w kierunku Węgierskiej Górki (GSB – CZERWONY)

zejście z Baraniej Góry

pasmo Baraniej Góry

GSB zdjęcie wypłaszcza, ale to było strome zejście,
- DST 72.00km
- Teren 31.00km
- Czas 05:34
- VAVG 12.93km/h
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 sierpnia 2019
Kategoria Górskie, Kółka do 75 km, Terenowo
Beskid Śląski D1
Dziś ma być terenowo i po górach, w błocie i po kamieniach, taki jest plan do wykonania, przejechać jedną z tras MBT Trophy, rywalizując tylko z własnym cieniem. Prognoza pogodowa: skwar i parno. Geograficznie trasa prowadziła pasmem Baraniej Góry, na którą z Wisły przez Beskid Mały wbiłem się gdzieś w okolicach Kotarza, a w drugiej części południowo–wschodnia części pasma, czyli Małe Skrzyczne.
Start z Wisły i od razu pod górę, jest stromo, na początku asfalt, później po betonowych, ażurowych płytach, domy im wyżej tym coraz rzadziej, powolne, mozolne pięcie się pod górę, jest takie miejsce, gdzie przejeżdża się wzdłuż podwórka agroturystyki, mijam uwiązanego na łańcuchu, ujadającego psa, nie jest przyjemne powolne mielenie korbami w asyście rozjuszonego owczarka. W końcu zaczyna się las, jeszcze bardziej stromo, już jadę na najlżejszym przełożeniu 3x10. Wysiłek duży, ale pomaga świadomość, że jak się zatrzymam to już nie ruszę. Skręt w lewo, pod górę, wygląda to tak, jakby spływała stąd rzeka. Rower na plecy i tak będzie jeszcze wiele razy. Ze zdziwieniem patrzę, jak mało tych kilometrów nabijam. Nie tylko jadę, ale też i chodzę. Mijam Smerkowiec (850 m.n.p.m.) i Jawieży, później w dół do Goleszowskiej Wyżnii, skąd można dojechać do Brenny. Później w górę, asfaltem jeszcze jadę, szutr i nie pomaga jazda skosem. Grabowa na wysokości 907 m. i pierwszy odpoczynek, w okolicy Kotarza, mijam się z maratończykami, oni zbiegają, ja wpycham, nie da się jechać, główny szlak pełen kamieni, możliwa jazda tylko na krechę, ale nie dam rady, za stromo nawet na ścieżce między drzewami. Później ostro w dół, takim korytem z kamieniami, jest tak stromo, że schodzić trudno, wąwóz prowadzi do przełęczy Karkoszczonki w okolice Chaty Wuja Toma, skąd odbija szlak na Klimczok. Standardowo wpych, tam gdzie się wypłaszcza trochę podjeżdżam, wysiłek rekompensują widoki. Klimczok omijam, zwiodła mnie droga okrążająca szczyt, jadę w kierunku schroniska, uzupełniam zapas wody, bezcennej i można to rozumieć dwojako. Później zjazd drogą dobrej jakości, w okolicach Szczyrku ślad gps prowadzi wąskim asfaltem, takim na kreskę prosto w dół, sprowadzam szkoda mi klocków hamulcowych.
Druga część trasy to podjazd żółtym szlakiem w okolice stacji wyciągu, którym podjeżdżają sobie downhillowcy na nowy tor Bike Trails. Mozolnie w słońcu, pnę się po "ślimaku", kamienistą drogą, słońce w zenicie, ciepło z całego dnia skupiło się na tej górze, wchłaniam je oddechem i przez skórę. W końcu po pokonaniu niezliczonej ilości serpentyn jestem na stacji, skąd mam widok na szczyt Małego Skrzycznego z charakterystycznym domkiem w tle, a później granią w kierunku Wisły, przynajmniej w teorii. Stacja umiejscowiona jest na rozległej polanie nachylonej pod dużym kątem, skąd odbijają drogi w różnych kierunkach, nie mogę znaleźć swojej dziury, którą mam wyjechać z tej polany, wjeżdżam pod górę, zjeżdżam, i tak parę razy. W końcu kątem oka zauważam wytaczającego się VV Sharanna ze ściany lasu i tam, jest ukryta wąska, kamienna, wymieszana z błotem droga, którą mam jechać równolegle do grani wiodącej na Malinowską Skałę. Po prawej mam widok na Beskid Śląski zatopiony w promieniach chylącego się słońca, oglądam graficzny zapis śladu gpx i jestem dopiero w połowie wyznaczonej trasy, akcja z szukaniem wyjazdu zabrała mi godzinę, zmęczony jestem, wiem, że jak trafi mi się większy podjazd to będę wpychał nie dam rady już walczyć. Dzień kończy się, muszę odpuścić i kierować się do drogi krajowej, którą szybko pokonam przełęcz Salmopolską. Zjazd karkołomny, w końcówce sprowadzam, jest tak stromo, bez szans na jazdę, szlak jakiś nowy, oznaczony na niebiesko, gdybym jakimś cudem wsiadł na rower to po chwili z pewnością spadłbym przelatując przez kierownicę. Zmęczone, sztywne ciało, nie pomaga. Z ciekawostki to wracam na DK około 500 metrów dalej od miejsca, w którym odbiłem 3 godziny wcześniej na żółty szlak prowadzący na Małe Skrzyczne. Do Wisły docieram DK 942 przez Biały Krzyż, później zjazd, na szczęście cały ruch odbywa się w przeciwnym kierunku, na końcówce nagroda za całe to wspinanie, sunę do samej Wisły, w okolicach 50 km/h, a szerokie koła charakterystycznie szumią.
Trasa jak dla mnie bardzo wymagająca, udało się zrealizować tylko pierwszą część planu.
p.s.
Porównując dane z Garmina to około 8 km to były wpychy lub sprowadzanie. Cała trasa brutto zajęła 10 godzin, czas w ruchu 5 godzin, reszta to odpoczynki i niezarejestrowany czas przeznaczony na "chodzenie z rowerem u boku lub na plecach w zależności od nachylenia i ilości sił jakie pozostały.

okolice Małego Skrzycznego

przed podjazdem na Klimczok

granią

Ava Speed 9,33 km/h
Max Speed: 57 km/h
Czas brutto: 9:50 h (cała wycieczka)
Czas w ruch, zarejestrowany przez Garmina 4:50 h, róznica to odpoczynki i spacery z rowerem u boku lub na plecach.
Start z Wisły i od razu pod górę, jest stromo, na początku asfalt, później po betonowych, ażurowych płytach, domy im wyżej tym coraz rzadziej, powolne, mozolne pięcie się pod górę, jest takie miejsce, gdzie przejeżdża się wzdłuż podwórka agroturystyki, mijam uwiązanego na łańcuchu, ujadającego psa, nie jest przyjemne powolne mielenie korbami w asyście rozjuszonego owczarka. W końcu zaczyna się las, jeszcze bardziej stromo, już jadę na najlżejszym przełożeniu 3x10. Wysiłek duży, ale pomaga świadomość, że jak się zatrzymam to już nie ruszę. Skręt w lewo, pod górę, wygląda to tak, jakby spływała stąd rzeka. Rower na plecy i tak będzie jeszcze wiele razy. Ze zdziwieniem patrzę, jak mało tych kilometrów nabijam. Nie tylko jadę, ale też i chodzę. Mijam Smerkowiec (850 m.n.p.m.) i Jawieży, później w dół do Goleszowskiej Wyżnii, skąd można dojechać do Brenny. Później w górę, asfaltem jeszcze jadę, szutr i nie pomaga jazda skosem. Grabowa na wysokości 907 m. i pierwszy odpoczynek, w okolicy Kotarza, mijam się z maratończykami, oni zbiegają, ja wpycham, nie da się jechać, główny szlak pełen kamieni, możliwa jazda tylko na krechę, ale nie dam rady, za stromo nawet na ścieżce między drzewami. Później ostro w dół, takim korytem z kamieniami, jest tak stromo, że schodzić trudno, wąwóz prowadzi do przełęczy Karkoszczonki w okolice Chaty Wuja Toma, skąd odbija szlak na Klimczok. Standardowo wpych, tam gdzie się wypłaszcza trochę podjeżdżam, wysiłek rekompensują widoki. Klimczok omijam, zwiodła mnie droga okrążająca szczyt, jadę w kierunku schroniska, uzupełniam zapas wody, bezcennej i można to rozumieć dwojako. Później zjazd drogą dobrej jakości, w okolicach Szczyrku ślad gps prowadzi wąskim asfaltem, takim na kreskę prosto w dół, sprowadzam szkoda mi klocków hamulcowych.
Druga część trasy to podjazd żółtym szlakiem w okolice stacji wyciągu, którym podjeżdżają sobie downhillowcy na nowy tor Bike Trails. Mozolnie w słońcu, pnę się po "ślimaku", kamienistą drogą, słońce w zenicie, ciepło z całego dnia skupiło się na tej górze, wchłaniam je oddechem i przez skórę. W końcu po pokonaniu niezliczonej ilości serpentyn jestem na stacji, skąd mam widok na szczyt Małego Skrzycznego z charakterystycznym domkiem w tle, a później granią w kierunku Wisły, przynajmniej w teorii. Stacja umiejscowiona jest na rozległej polanie nachylonej pod dużym kątem, skąd odbijają drogi w różnych kierunkach, nie mogę znaleźć swojej dziury, którą mam wyjechać z tej polany, wjeżdżam pod górę, zjeżdżam, i tak parę razy. W końcu kątem oka zauważam wytaczającego się VV Sharanna ze ściany lasu i tam, jest ukryta wąska, kamienna, wymieszana z błotem droga, którą mam jechać równolegle do grani wiodącej na Malinowską Skałę. Po prawej mam widok na Beskid Śląski zatopiony w promieniach chylącego się słońca, oglądam graficzny zapis śladu gpx i jestem dopiero w połowie wyznaczonej trasy, akcja z szukaniem wyjazdu zabrała mi godzinę, zmęczony jestem, wiem, że jak trafi mi się większy podjazd to będę wpychał nie dam rady już walczyć. Dzień kończy się, muszę odpuścić i kierować się do drogi krajowej, którą szybko pokonam przełęcz Salmopolską. Zjazd karkołomny, w końcówce sprowadzam, jest tak stromo, bez szans na jazdę, szlak jakiś nowy, oznaczony na niebiesko, gdybym jakimś cudem wsiadł na rower to po chwili z pewnością spadłbym przelatując przez kierownicę. Zmęczone, sztywne ciało, nie pomaga. Z ciekawostki to wracam na DK około 500 metrów dalej od miejsca, w którym odbiłem 3 godziny wcześniej na żółty szlak prowadzący na Małe Skrzyczne. Do Wisły docieram DK 942 przez Biały Krzyż, później zjazd, na szczęście cały ruch odbywa się w przeciwnym kierunku, na końcówce nagroda za całe to wspinanie, sunę do samej Wisły, w okolicach 50 km/h, a szerokie koła charakterystycznie szumią.
Trasa jak dla mnie bardzo wymagająca, udało się zrealizować tylko pierwszą część planu.
p.s.
Porównując dane z Garmina to około 8 km to były wpychy lub sprowadzanie. Cała trasa brutto zajęła 10 godzin, czas w ruchu 5 godzin, reszta to odpoczynki i niezarejestrowany czas przeznaczony na "chodzenie z rowerem u boku lub na plecach w zależności od nachylenia i ilości sił jakie pozostały.

okolice Małego Skrzycznego

przed podjazdem na Klimczok

granią

Ava Speed 9,33 km/h
Max Speed: 57 km/h
Czas brutto: 9:50 h (cała wycieczka)
Czas w ruch, zarejestrowany przez Garmina 4:50 h, róznica to odpoczynki i spacery z rowerem u boku lub na plecach.
- DST 66.00km
- Teren 60.00km
- Czas 07:04
- VAVG 9.34km/h
- VMAX 58.00km/h
- Podjazdy 2500m
- Sprzęt Grand Canyon
- Aktywność Jazda na rowerze