Wpisy archiwalne w kategorii
Kółka do 150 km
| Dystans całkowity: | 14214.40 km (w terenie 385.00 km; 2.71%) |
| Czas w ruchu: | 612:21 |
| Średnia prędkość: | 23.21 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 62.30 km/h |
| Suma podjazdów: | 1450 m |
| Liczba aktywności: | 104 |
| Średnio na aktywność: | 136.68 km i 5h 53m |
| Więcej statystyk | |
Czwartek, 2 września 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
Objazd Rasputin_2021_
Tak to wygląda w realu. Pętla zgapiona w neta i jest częścią żwirowego wyścigu po lasach puszczy Knyszyńskiej.














- DST 155.00km
- Czas 08:04
- VAVG 19.21km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 sierpnia 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
GLG_Mikołajki
Sobota, o siódmej przygrzewa już słońce, odległe i zapomniane zjawisko w ostatnich dniach, po nocnej ulewie pełno kałuż, na szutrówce do tej pory twardej i wygodnej opony rzeźbią wzorek własnego bieżnika, zrzucam z przodu na małą zębatkę, i to już koniec, rozerwany pancerz na długości 10 cm. Zaplanowany wyjazd składa się z trzech etapów: 115 km szutrami do Mikołajek, później przeprawa przez lasy do Rucianego na pociąg do Ełku i stamtąd powrót do Olecka, nierozpoznaną przez Komoot drogą, zaznaczoną czarną przerywaną linią. Na pewno uda się przy sprawnym sprzęcie. Tylko właściwie, czy przeprawiając się drogą na wpół asfaltowo-terenową, grząską, rozłażącą się od naporu opony, potrzebuje coś więcej niż, najmniejsza zębatka z przodu i 8 wąskich szosowych przełożeń z tyłu. Spróbuje, szkoda dnia, wrócić zawsze mogę. A to słońce to szybko zniknęło, za zasłoną ołowianych, ciężkich chmur.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
Zaraz na DK jest takie miejsce, rozległa, płaska przestrzeń, pośrodku droga puszczona po wysokim nasypie, zapewnia super widoczność po horyzont, jadę po te widoki z pełną premedytacją drugi raz, nie nadają się do zdjęć, to szerszy kadr, właściwy tylko kątowi widzenia ludzkiego oka, a nie obiektywowi. Właściwie nie wiadomo po co zadano sobie trud budowy tak wysoko położonej drogi, ale zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają i dla nich widok ten to codzienność.
Większość trasy to szutery, asfalty są w mniejszości, czasami trafia się bruk, taki stary, niemiecki z wytartymi kamieniami. Bardziej podobał mi się fragment wschodni trasy, więcej pagórków, garbów i jakiś taki bardziej urozmaicony widokowo. Ciekawie wyglądają gospodarstwa, wielkie, dominujące, zbliżając się do nich zastanawiam się jak duży pies wypadnie za bramy, na szczęście przeważnie zbudowane są one na uboczu od głównego szutru, prowadzi do nich dodatkowa droga, cicho przemykam się, zatrzymując korbę w bezruchu.
Mazury to jeziora, a te widzę przeważnie na mapie nawigacji, przewijają się na ekranie GPSa jako coś niebieskiego, dużego, może głębokiego. Nie wiadomo. Przeważnie zarośnięte są krzakami. Przejeżdżałem drogą położoną na przesmyku, pomiędzy dwoma jeziorami, droga na wysokim nasypie. Jednak w realu jeziora nie widziałem. Mazury najlepiej prezentują się z drona. Wjazd do Mikołajek długo jeszcze będą pamiętały moje nadgarstki, wytłuczone przez paro kilometrowy odcinek bruku. Telepało bezlitośnie i solidnie. Zaczyna padać, cały dzień w takiej mżawce, a teraz konkret. Tutaj już odpuściłem ciśnięcie na pociąg o 13:50, pojadę tym o 17:00.
Same Mikołajki traumatyczne, ludzie jacyś "poddenerwowani", rozbiegani, jakby czegoś szukali, może głodni?. Wieje stamtąd jak najszybciej, to już trzeci dzień podróży, w której jestem sam, i mam do dyspozycji przestrzenie, aż po horyzont, bez ograniczeń, bez kompromisów. A tutaj odwrotnie, Dużo ludzi, mało miejsca.
Droga do Rucianego przyjemna, szeroki szutr, ukryty w gęstym, starym lesie, ale może nie będę tego pisał bo jakiś leśnik zaraz go wytnie w pień. Dobrze, że nie zdecydowałem się wracać krajówką, która jest wąska i zapchana dieslami potomków ułanów, sarmatów, wandalusów itp.
Wysiadam w Ełku, już przez okna pociągu obserwuje jak dzień ma się ku końcowi. A tutaj przede mną najtrudniejszy, dziki fragment trasy. Nie za bardzo lubię jeździć asfaltami z dużym ruchem, przeważnie szukam alternatyw, przecinek, leśnych dróg, co do jakości nie mam jakiś wielkich wymagań. Niestety praktyka ta zaprowadziła mnie tym razem na pole, rośliny zawilgocone, jest pod górę, później w dół, w oddali widzę, że i to pole wkrótce zamieni się w podmokłą łąkę. Wilgotno, już od dłuższego czasu prowadzę rower, jeszcze chwila i zacznę go nieść, jakieś trawy po kolana. W końcu droga, ze 3 kilometry, złapała mnie ciemność na tych otchłaniach mazurskich. W Końcówce jadę krajówką, po 22:00, ruch znośny.

Mazurskie przestonności


Rowerowy wjazd do Mikołajek (od wschodniej strony).


meta, przystanek, jedna rzecz jaką można sfocić w Mikołajkach nie narażając się na tłumy ludzi.
Olecka_Mikołajki.
Droga Ełk–Olecko, tutaj zniknęła w terenie droga.
- DST 168.00km
- Czas 09:09
- VAVG 18.36km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 sierpnia 2021
Kategoria Kółka do 150 km, Grawele
Augustów
Dzień niesłoneczny, rano mżawka, chłodno, wietrznie, smutne szare kolory. Opad miał rozpocząć się koło 13.00, ale pośpieszyło się, wiało z zachodu z taką prędkością, że deszcz wyprzedził prognozy o jakieś 4 godziny. Dziś trasa Olecko-Augustów, obiad i powrót. Na początek asfaltem, trochę nudnawo, ciągną się proste, teren rolniczy, później wzdłuż Rospudy, już szuterek, las, deszczowo, droga szybko umyka, tylko czasami piach trafia się, mam wrażenie, że zawsze na podjazdach. Augustów, taki jak zapamiętałem z wizyty sprzed 15 lat, może bardzie rozwinięta baza gastronomiczna. Na powrocie po szlaku GVelo, później krajówką z poboczem i znowu w las. Póżniej 15 km drogą wojewódzką, wychodzi słońce, przyjemnie. Taki dzień, relaksowy na prostowanie nogi po wczorajszym, a jeszcze przed jutrzejszym.

Nad Rospudą

Rospuda bez roweru

jez. Olecko Małe.

Jez. Necko, Augustów
trasa w jedną stronę, na powrocie asfaltem.

Nad Rospudą

Rospuda bez roweru

jez. Olecko Małe.

Jez. Necko, Augustów
trasa w jedną stronę, na powrocie asfaltem.
- DST 115.00km
- Czas 05:05
- VAVG 22.62km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 sierpnia 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
GLG_północny - wschód
Zaskoczyły mnie mazurskie szutry: szerokie, przestrzenne, można na nich pociskać bo są równe, dobrej jakości, zadbane, i przecinają niezliczoną ilość pagórków, a sieć ich jest gęsta i wydaje się nie mieć końca, jest kompletnym zaprzeczeniem mazurskich asfaltów.
Pierwsza miejscowość, która wryła się trwale w pamięć to Świętajno, szeroki widok na jezioro, nie zasłania go ściana drzew obrośnięta plątaniną krzaczorów. Droga prowadzi wzniesieniem, trochę kręci, czasami w dół. Na przesmyku ostry zakręt, i z zaskoczenia pionowo w górę. Łańcuch trzeszczy, w końcu to nie Mazowsze, gdzie ma łatwo i przyjemnie, zawsze leciutko sunie, tutaj lepiej mieć zawczasu przygotowane właściwe przełożenie. Manetka maksymalnie w bok, szorują zęby na kasecie, łańcuch w górę. Ładne widoki szybko zostają za plecami, bo po podjeździe, zawsze jest zjazd ze swoimi prawami: szybkości, koncentracji i tych kamyków co czasami obijają się o ramę. Wyhamowuje w Szczecinowie nad jez. Szóstak, o tam to dopiero było ładnie, jazdę szlak trafił, pejzaż utrwalam w pamięci, czasami wspomagam się aparatem w telefonie. Obrazki z telefonu mam w pogardzie, wypłaszczone, lepiej zakodować, wryć w pamięć, takie ćwiczenie.
Teraz będę jechał po śladzie trasy maratonu GLG, w Puszczy Boreckiej łapię ślad GPX, właściwie ta trasa była celem, trochę poczytałem, zdobyłem plik i chce się przekonać. Puszcza przyjemna, rozległa, z dobrymi drogami, jak ktoś lubi las to polecam, jak ktoś woli podjazdy i zakręty to też polecam, nudy w każdym razie nie ma. Później jest już tak, że nawet najznakomitsze pejzaże powszednieją, a wyczerpane jazdą baterie organizmu, powodują, że coraz mniej rejestrujemy szczegółu. Wiatr silny, taki konsekwentny, trudno powiedzieć z jakiego kierunku wiał, bo zawsze przeszkadzał, nawet drobna roślinność wyginała się na wszystkie strony. Były krowy, konie, wiatraki, większe psy samopas węszące, małe kundelusy atakujące, niestety wszystkie karmione są podłym i wygodnym dla właściciela żarciem z marketu, to i siły do gonienia im nie starczało. Ot tak poujadały, trochę, hałasu narobiły. Jak zaatakował na podjeździe, to jakoś szanse wyrównywały się.
Pierwsza setka i trafiam na Gołdapską Górę (272 m. n.p.m.), zjazd po betonowych płytach, na ostrym zakręcie jest taka wyrwa, nie spasowane płyty przecinają w połowie drogę, uskok spory, na luzie zapadnie się w nim koło. Mało brakowało. Limit żywnościowy ustaliłem na taki, że za każdą przejechaną setkę należy się kartacz. Uczciłem pierwszą w restauracji pod Gołdapską Górą, bidony napełnione wodą z restauracyjnej kuchni i jadę na skróty do Przerośla, fragmentem trasy Green Velo, a tam ponownie wpadam w ślad GLG. Druga część drogi to przejazd Doliną Rospudy. Przeważnie asfalty i bruki, na tych mam technikę jazdy w dolnym chwycie, trochę pomaga. I tak zleciało 8 godzin jazdy, z małymi nadgodzinami. Dniówka wyrobiona.

12 km trasy

widok na lewo od pierwszego zdjęcia.

podjazd za Szczecinowem

Rzadko są panoramy na jeziora

współczesne pejzaże

wiało,

Green Velo, drugi raz tutaj jestem, wtedy był październik i był upał, teraz jest sierpień i jest chłodno i wieje.

skręcam w prawo

śniadanie nad jeziorem

wody Rospudy

pisałem, że wiało?
part_1p
part 2
Pierwsza miejscowość, która wryła się trwale w pamięć to Świętajno, szeroki widok na jezioro, nie zasłania go ściana drzew obrośnięta plątaniną krzaczorów. Droga prowadzi wzniesieniem, trochę kręci, czasami w dół. Na przesmyku ostry zakręt, i z zaskoczenia pionowo w górę. Łańcuch trzeszczy, w końcu to nie Mazowsze, gdzie ma łatwo i przyjemnie, zawsze leciutko sunie, tutaj lepiej mieć zawczasu przygotowane właściwe przełożenie. Manetka maksymalnie w bok, szorują zęby na kasecie, łańcuch w górę. Ładne widoki szybko zostają za plecami, bo po podjeździe, zawsze jest zjazd ze swoimi prawami: szybkości, koncentracji i tych kamyków co czasami obijają się o ramę. Wyhamowuje w Szczecinowie nad jez. Szóstak, o tam to dopiero było ładnie, jazdę szlak trafił, pejzaż utrwalam w pamięci, czasami wspomagam się aparatem w telefonie. Obrazki z telefonu mam w pogardzie, wypłaszczone, lepiej zakodować, wryć w pamięć, takie ćwiczenie.
Teraz będę jechał po śladzie trasy maratonu GLG, w Puszczy Boreckiej łapię ślad GPX, właściwie ta trasa była celem, trochę poczytałem, zdobyłem plik i chce się przekonać. Puszcza przyjemna, rozległa, z dobrymi drogami, jak ktoś lubi las to polecam, jak ktoś woli podjazdy i zakręty to też polecam, nudy w każdym razie nie ma. Później jest już tak, że nawet najznakomitsze pejzaże powszednieją, a wyczerpane jazdą baterie organizmu, powodują, że coraz mniej rejestrujemy szczegółu. Wiatr silny, taki konsekwentny, trudno powiedzieć z jakiego kierunku wiał, bo zawsze przeszkadzał, nawet drobna roślinność wyginała się na wszystkie strony. Były krowy, konie, wiatraki, większe psy samopas węszące, małe kundelusy atakujące, niestety wszystkie karmione są podłym i wygodnym dla właściciela żarciem z marketu, to i siły do gonienia im nie starczało. Ot tak poujadały, trochę, hałasu narobiły. Jak zaatakował na podjeździe, to jakoś szanse wyrównywały się.
Pierwsza setka i trafiam na Gołdapską Górę (272 m. n.p.m.), zjazd po betonowych płytach, na ostrym zakręcie jest taka wyrwa, nie spasowane płyty przecinają w połowie drogę, uskok spory, na luzie zapadnie się w nim koło. Mało brakowało. Limit żywnościowy ustaliłem na taki, że za każdą przejechaną setkę należy się kartacz. Uczciłem pierwszą w restauracji pod Gołdapską Górą, bidony napełnione wodą z restauracyjnej kuchni i jadę na skróty do Przerośla, fragmentem trasy Green Velo, a tam ponownie wpadam w ślad GLG. Druga część drogi to przejazd Doliną Rospudy. Przeważnie asfalty i bruki, na tych mam technikę jazdy w dolnym chwycie, trochę pomaga. I tak zleciało 8 godzin jazdy, z małymi nadgodzinami. Dniówka wyrobiona.

12 km trasy

widok na lewo od pierwszego zdjęcia.

podjazd za Szczecinowem

Rzadko są panoramy na jeziora

współczesne pejzaże

wiało,

Green Velo, drugi raz tutaj jestem, wtedy był październik i był upał, teraz jest sierpień i jest chłodno i wieje.

skręcam w prawo

śniadanie nad jeziorem

wody Rospudy

pisałem, że wiało?
part_1p
part 2
- DST 192.00km
- Czas 09:06
- VAVG 21.10km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 sierpnia 2021
Kategoria Kółka do 150 km
Północne rubieże Mazowsza
Trasa w 65% prowadziła lokalnymi asfaltami, pozostałe to dobrej jakości szybko przejezdne szutrówki, tylko w trzech miejscach były drogi z dominacją piasku, ale do przeskoczenia szerszą oponą i z odpowiednim rozbiegiem. Trasa to kompilacja terenów znanych i nie znanych, połączona w jakąś całość. Dopracowałbym fragment leśny między Malaskiem a Wiśniewem, trochę błądziłem, musiałem zjechać z szybkiej szutrowej drogi na rzecz jakiś starych, zarośniętych przecinek leśnych, mam wrażenie, że jest tutaj dobra sieć dróg, tylko na nią nie trafiłem. Natomiast drogi leśne w okolicach Broka to super szuter w jakości 1 klasa. Jazda zakończona w Łochowie, już nie chciało mi się, zachmurzenie wzrosło, deszczowe chmury nad głową, miałem dostatecznie dużo wymówek, żeby sprawę zakończyć.




- DST 183.00km
- Czas 07:51
- VAVG 23.31km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 lipca 2021
Kategoria Kółka do 150 km
Dolinki krakowskie
Eksploracja nowych terenów. W okolicach dolinki Kluczwody dobrze zapowiadająca się żwirówka zagrodzona jest bramą. Napisane teren prywatny, wstęp wzbroniony, pierwsza myśl dziwne w końcu to rezerwat, ale ktoś ma możliwości. Później wspinam się z rowerem pod pachą, wąską, stromą, raczej mało uczęszczaną ścieżką pod same skały, Jest na tyle stromo, że muszę skupiać się, planować każdy krok, łatwo nie jest, czasami noga ześlizguje się, później zejście, rower jak podręczny bagaż trzymam za ramę, o zjechaniu nie ma mowy. Przy samym zejściu, ładna, dzika dolinka, ścieżka wygina i wije się wzdłuż małej rzeczki, przyjemny mikroklimat, w upalny dzień, odpowiednia wilgotność. Pół godziny przeprawy po stromym zboczu, aby minąć własność prywatną w rezerwacie. Na końcu tej własności, ustawione ule, latają pszczoły, niechybnie to jacyś braciszkowie. Słów brakuje.

pozytywnie ładująca droga.

Żwirki

Wigurki

było stromiej

Dolinka Racławki

amplitudy

nieznana droga, spodziewałem się drogi przez ściernisko, a tu elegancka żwirówka.

THE END.

pozytywnie ładująca droga.

Żwirki

Wigurki

było stromiej

Dolinka Racławki

amplitudy

nieznana droga, spodziewałem się drogi przez ściernisko, a tu elegancka żwirówka.

THE END.
- DST 100.00km
- Czas 05:48
- VAVG 17.24km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 lipca 2021
Kategoria Kółka do 150 km
Orli szlak_Olkusz_Żarki
Szlak Orlich Gniazd na odcinku Olkusz – Żarki w dwie strony. Krążące fotki w necie w dużym stopniu przedstawiają "odrealniony" obraz szlaku, zachęcając zdjęciami z drona, przedstawiają foty ruin zamków w świetle i kolorystyce zachodzącego słońca. Jednak oko ludzkie z perspektywy siodełka rowerowego ma inną percepcję, i widzi inaczej. Bardziej niż runy podobały mi się skupiska samotnych skał, wyrastające na pofalowanych polach. Szlak idealny na przełajówkę, opony 40 mm, lekki teren, przeważają lokalne asfalty. Terenowy odcinek w okolicach Olkusza, który można łatwo ominąć asfaltem. Tak zrobiłem na powrocie. Na trasę wrócę, teraz przejechany tylko fragment.

Posiłek pod stojącą skałą.

Tutaj wiecznie "oszukująca" perspektywa aparatu nie dala rady wypłaszczyć.

te rzucone skały najbardziej mi się podobały, jednak na nie jest to obiekt dobrze prezentujący sie na fotach.

Posiłek pod stojącą skałą.

Tutaj wiecznie "oszukująca" perspektywa aparatu nie dala rady wypłaszczyć.

te rzucone skały najbardziej mi się podobały, jednak na nie jest to obiekt dobrze prezentujący sie na fotach.
- DST 190.00km
- Czas 09:55
- VAVG 19.16km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 czerwca 2021
Kategoria Grawele, Kółka do 150 km
off roady, czyli poza asfaltem.
Pomysł na wycieczkę był taki, opony 40 mm, żwirowy bieżnik, i zrobić rundkę jak najbliżej rzeki Bug w okolicach M. – Serock – Wyszków – Dreszew – Kuligów – Arciechów –M. Kółko znane mi od lat, co roku powtarzane, ale przeważnie asfaltem. A ciekawiły mnie drogi, które mijałem, ale nigdy nie wjeżdżałem cienką oponą. Pierwszy zonk w lesie za Jasińcem, droga podtopiona, częściowo ukryta w szuwarach, traktorem bym przeskoczył, ale rowerem, wepchnąłem testowo go na 2 metry, a koło schowało się na 1/3 wysokości. Podłoże luźny, rozkruszony beton, latami moczony w tym bezkresnym dołku. Wracam do lasu i tam wygodnym szutrem dojeżdżam do Gulczewa. Druga wtopa to nie potrzebna była ta runda w Młynarzach, droga słaba, złapałem tam flaka, to już taka tradycja, zawsze dziurawię na start nową oponę. W trakcie klejenia dętki, zaatakowały mnie roje większych i mniejszych much. Jest już jakaś 10:00 i temperatura szybuje w górę, picie oszczędzam. W końcu wydostałem się na asfalt, fajny widok z małego mostka na rozlewisko rzeki Fiszor. Kolejny cios to zjazd z przyjemnego, lokalnego asfaltu na rozległe, spalone słońcem łąki, po których wije się piaszczysta droga. Tam też czeka na mnie pare ogromnych kałuż, jedną obchodzę szerokim łukiem, drugą atakuje z rozpędu frontalnie. Za te wszystkie trudy, jadę drogą wzdłuż rz. Bug, bliżej już się nie da. Póżniej Ślężany, Czarnów, Stasiepole to szybko jadący szutr. Daje się ze znaki temperatura szybująca już za trzydziestkę. Tradycyjnie droga z Kuligowa do Arciechowa to piaszczystość na dużą szerokość i głębokość, można pożałować, a pylasty, rozgrzany piach jest mało przyjemny. Dalej Zalew, i tutaj już toczę się resztką sił, mam obczajony skrót betonową drogą przez las. To wąska, stara, wykonana z rozchodzących się płyty, wymieszana z piaskiem droga, cała zawalona uciekającymi przed korkiem autami, ich diesle sapią i pomrukują, a ja muszę ratować się ucieczką na piachy pobocza, a kierowcy jak w obłędzie. Na koniec znalazłem gruziński sklep, w który raczę się oranżadą, o smaku tej, która pamiętam z lat 80-tych, "złota rosa". Trochę odpocząłem w klimatyzowanym, a napój postawił mnie na nogi, także te na platformy i jeszcze 8 km jakoś dokręciłem, myśląc sobie, że mogłem pojechać gdzieś bliżej. Cała reszta, której tutaj nie opisałem, to była 102% przyjemność, przez którą ciągle wymyślam jakieś nowe bliższe i dalsze trasy.

Serock

takie widoki, nie jest żle.

jest czym pooddychać.

Po takie widoki tłukłem niejeden kilometr w piachu.

Młynarze, widok z mostku na rz. Fiszor

rozlewiska Bugu.

szkoda, że ta droga skończy się nieprzejezdnym podtopieniem,

bliżej, najbliżej rzeki.

Przyjemna droga w Arciechowie, niestety, większość z nich to głębokie i szerokie leśne piachy.

Serock

takie widoki, nie jest żle.

jest czym pooddychać.

Po takie widoki tłukłem niejeden kilometr w piachu.

Młynarze, widok z mostku na rz. Fiszor

rozlewiska Bugu.

szkoda, że ta droga skończy się nieprzejezdnym podtopieniem,

bliżej, najbliżej rzeki.

Przyjemna droga w Arciechowie, niestety, większość z nich to głębokie i szerokie leśne piachy.
- DST 139.00km
- Czas 06:47
- VAVG 20.49km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 czerwca 2021
Kategoria Kółka do 150 km
Wschodnia równina Mazowsza
W tym miejscu to nawet było odczuwalnie z górki, wiem, trudno w to uwierzyć. Mazowsze.


- DST 166.00km
- Czas 05:53
- VAVG 28.22km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 października 2020
Kategoria Kółka do 150 km
Gołdap w dwie strony
Po wycieczce po SPK, ruszam GV do Gołdapi, cele są co najmniej trzy: zapoznać się z trasą, wypłacić "cyfry" z bankomatu - najbliżej było, i coś zjeść treściwego, smacznego i ciepłego.
Powrót już przy zachodzącym słońcu, a w końcówce na lampkach, fartownie jechałem już tą trasą wczoraj. i obyty byłem z dziwnymi meandrami tutejszych asfaltów.

Green Velo do Gołdapi, okolice jez. Pobłędzie, minąłem Skajgiry i Wobały, nazwy trochę zagraniczne :)
miejsce nie wymagające podpisu

stara droga,

trójstyk
Zgrany odcinek Green Velo do Gołdapi.
Powrót już przy zachodzącym słońcu, a w końcówce na lampkach, fartownie jechałem już tą trasą wczoraj. i obyty byłem z dziwnymi meandrami tutejszych asfaltów.

Green Velo do Gołdapi, okolice jez. Pobłędzie, minąłem Skajgiry i Wobały, nazwy trochę zagraniczne :)
miejsce nie wymagające podpisu

stara droga,

trójstyk
Zgrany odcinek Green Velo do Gołdapi.
- DST 127.00km
- Czas 05:20
- VAVG 23.81km/h
- Sprzęt Giant Revolt
- Aktywność Jazda na rowerze









