Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trasa ponad 200

Dystans całkowity:6855.00 km (w terenie 57.00 km; 0.83%)
Czas w ruchu:243:48
Średnia prędkość:24.38 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:228.50 km i 9h 22m
Więcej statystyk
Czwartek, 16 czerwca 2022 Kategoria Trasa ponad 200

Kampinoska orbita '22

Klasyk kampinoski edycja kolejna, pełna pętla. Cisza, spokój, czwartek, święto kościelne, zero ruchu automobili, piąta rano start, ja tak lubię. Płaskości Mazowsza pomagają w utrzymaniu dobrą średniej 29,2 km/h w zasadzie do ulic Białołęki, tam już sobie odpuszczam, trochę odwodniony, na lekkiej bombie, wracam i rozglądam się za punktami gdzie można uzupełnić kalorie. 

 
za Żelazową Wolą


kanał Łasica

  • DST 211.00km
  • Czas 07:32
  • VAVG 28.01km/h
  • Sprzęt CA
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 września 2021 Kategoria Trasa ponad 200, Grawele

wyprawka Wyszogród

Większe kółko bo jakoś tak wyszło, że w tym roku to druga dwusetka i pewnie ostatnia. Resztki sprzyjającej pogody. Pierwszy raz odwiedzam tereny na prawym brzegu Wisły, w kierunku na północny-zachód. Zróżnicowane miejsca – jak na Mazowsze – wąwozy, głębokie jary, sporo dróg będących mieszanką gruzu i piachu, ubite na przemian słońcem i deszczem. Dwie wtopy, droga urywała się na wjeździe na prywatną posesję i zostałem otoczony przez wataszkę psiaków różnej maści i wzrostu. Ewakuacja wąską, ledwo widoczną ścieżką, miedzą wzdłuż pól, gdzie za ścianą drzew schodzę 20-30 metrów w dół, w głęboki jar, w którym panuje wieczny półmrok i zapach rozkładu i zgilizny, zarośnięty i poprzecinany chaotycznymi ścieżkami wydeptanymi przez ludzi. 
Przez jakiś czas jechałem czymś w rodzaju płaskowyżu, z którego rozciągał się ładny widok na Wisłę, i ogromną płaszczyznę lasów Kampinosu. Cały teren ciekawy geologicznie, położony na skarpie jaką wydrążyła pra–Wisła. Najlepiej widać ją z mostu w Wyszogrodzie. Za Czerwińskiem lecę już DK, mocno wieje, łatwo rozpędzić się, zjazd piękną doliną, kolory jesieni, jak wiatr po celuje dobrze w plecy to jest szybko. Porzucam szlak, zniechęca mnie szlaban własnej roboty zakazujący wjazdu na gruntową drogę, którą powinien teoretycznie biec szlak turystyczny, za to trafiam na przydrożną gospodę, zamawiam na śniadanie zestaw dla kierowcy tira, nie dogadałem się tam i dostaje podwójną porcje. Takie wyzwanie. Aż do Wyszogrodu zamulam z obciążonym żołądkiem, widok ze skarpy na most robi wrażenie, największa hydro inwestycja lat 90-tych, warto było wieźć się tutaj, w zasadzie coraz mniej jest miejsc w bliskiej okolicy, które byłyby nowością i zaskakiwały. A później Kampinos i całkiem dobrej jakości droga przez środek puszczy. Wyjazd był taką urodzinową nagrodą. To święto zamierzam od tego roku obchodzić zawsze i urlopować się tego dnia. 


Czerwińsk nad Wisłą, droga do centrum.


i samo miasto


nieznany mi szutrowiec


wyjazd


most w Wyszogrodzie


ten sam most


skarpa pra Wisły


Brochów


początki jesieni w Kampinosie. 


jary i wąwozy


  • DST 201.00km
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 maja 2021 Kategoria Trasa ponad 200

Wiosenny klasyk

Z drobnymi modyfikacjami trasę tę robię zawsze na wiosnę, mam ulubione fragmenty, które lubię odwiedzać, i takie które dłużą się w nieskończoności. Tym razem udało się ustawić ślad, że w 98% asfalty, także na lekko, kołem szosowym, na cienkiej oponce, aż miło. Brakujące 2% to stara, dobrze ubita, poprzetykana wyślizganym kamieniem droga w okolicy Bzury.  


kanał Łasica.


Żelazowa Wola za plecami


zachodnie wioski, 




dojazd nad rzekę Bzurę


widok z drugiej strony wału


krowie życie, 70 km od wcześniejszego zdjęcia, ale klimat podobny, ten sam las


panorama, na północ od Brochowa, tamtejsze szutro-asfalty i kanał Łasica. 
  • DST 207.00km
  • Czas 07:55
  • VAVG 26.15km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 sierpnia 2020 Kategoria Trasa ponad 200

lubelska wyprawka

To było już wcześniej zaplanowane, szlak rowerowy z Kazimierza Dolnego do Kraśnika. Intrygujący drogowskaz zobaczyłem jeszcze w czerwcu podczas drogi na Albrechtówkę, na wzniesieniu, z niebieskim oznaczeniem, nakazywał ostro skręcić w lewo, w drogę szutrową opadającą po horyzont, stu kilometrowy odcinek prowadzący na południe, częściowo idealnie wzdłuż Wisły. Po dwóch miesiącach wróciłem, żeby przekonać się jak to wszystko wygląda. Nocuje w L, stąd do Kazimierza mam 60 kilometrów, trasy ładnej, krętej, prowadzonej lokalnymi asfaltami przez Wojciechów, Nałęczów, Wąwolnicę, unikam odcinka terenowego przez Rąblów, jadę przełajem, szkoda mi czasu na tłuczenie się po  lasach i płytach betonowych, ale szuterkiem nie pogardzę. O 9:00 kawa w Kazimierzu, przebranie się do wersji – będę jechał pod słońce. Z Kazimierza drogą na Wilków, od razu pod górkę, 6,5 km, 100 m wyżej, wypłaszczenie i szybki 2,5 km zjazd, z rekordem prędkości w tym roku 66 km/h. Przyrodniczo-widokowo to sady jabłkowe, czereśniowe, śliwkowe, wiśniowe. Za Wilkowem odbijam na drogę z płyt biegnącą walem, właściwie nie wiem po co szlak opuszcza asfalt, ten odcinek nic nie wnosi, a widoku na rzekę nie ma, trzeba byłoby przedzierać się przez chaszcze. Po 6 km wracam na asfalt, wąskimi, lokalnymi drogami, parę razy przecinam krajówki, łatwo zapomnieć się i nie zauważyć skrzyżowania, relaks, ruch zerowy, jak coś jedzie to słychać z daleka, wiatr sprzyja, widoki monotone, ale przyjemne. Podjadam wiśnie, gdy słabnę, a że są smaczne i słodkie to słabnę często. Z zasadzie trasa miała dużą powtarzalność widokową i nie wiele z niej szczegółów pamiętam. Ciekawiej jest w Wrzelowieckim Parku Krajobrazowym, na rozległy pagór z widokiem po horyzont prowadzi stara, kręta, zrobiona z bruku droga, 60 metrów w pionie, na odcinku 2 kilometrowym, a póżniej zjazd do Józefowa nad Wisłą, zadzieram głowę spod dolnego chwytu kierownicy bo widoki ładne, w oddali widać pagóry Świętokrzyskie, i zakład przemysłowy, może cementownia, długie kominy. Józefów nad Wisłą mnie rozczarował, droga do niego taka obiecująca, ale mam tak z miastami, nie lubię tej niedzielnej senność. Z Józefowa jadę w kierunku wschodnim, pod wiatr, konsekwentnie pod górę około 20 kilometrów, asfaltem, póżniej leśną, niestety piaszczystą drogą, trochę pchałem, w najbardziej nieprzejezdnym miejscu mijam gospodarstwo, dwa spore psiaki ujadają przy płocie, na szczęście ogrodzenie było dobrze zabezpieczone. Las spory, kończy się dopiero w gminie Urzędów. Przez ten odcinek odpuszczam wizytowanie Kraśnika, modyfikuje kierunek i jadę do skrzyżowania z DK19. Dalej do miasta L. doliną Bystrzycy, droga może i fajna, ale już zmęczony jestem, od Józefowa ciągnę pod wiatr, to percepcja zmienia się, i ruch spory, normalne przy dojazdach do dużego miasta.



widok z trasy Kazimierz Dolny – Kraśnik


Nałęczów w ORWO kolorze


Józefów nad Wisłą. Spodziewałem się czegoś innego, pytając się miejscowych o drogę nad rzekę. To jakaś odnoga królowej. 

  • DST 210.00km
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 lipca 2020 Kategoria Trasa ponad 200

Dolina Dolnej Narwi

W zamyśle miał to być wypad szutrowo–żwirowy. I udało się cel zrealizować, jadąc wzdłuż Narwi cały czas na przemian 3 rodzaje dróg: czarne, pomarańczowe, i żółte, spękane, sypkie, i niszczące malowanie ramy. Trochę zahaczyłem o Kurpie, trochę o Puszczę Białą. Sporo jazdy wzdłuż rzeki, ale bliski widok na wyciągnięcie ręki tylko był czasami, jak nie krzaki, to lasy, albo wał przeciwpowodziowy. Trochę rozpoznania terenu. Najgorszy odcinek za rzeką Orzyc, do przerobienia, "niejeżdżąca" droga w polu kukurydzy. Tereny raczej mało zaludnione, rolnicze, przy Narwi sporo agroturystyki. W trakcie upałów tutejsze szutry robią się sypkie, często zdarzają się na podbudowie tylko piaskowej, także trzeba trochę czasu poświęcić na planowanie, bo później nie każdym odcinkiem da się przejechać. Może lepiej jest wczesną wiosną gdy wszystko jest jeszcze ubite po zimie, zmarźnięte. 



Jedna z wielu dróg.


Stara DK8, obecnie używana lokalnie, 32C w południe zrobiło się z tego słońca


podobał mi się ten fragment świata....


jak się zatrzymałem, to już nie ruszyłem, gorzej niż w Beskidzie pod górę. 


Narew, droga wygina się z rzeką


szuter z tych dobrze utwardzonych, tylko kurzy się spod kół


Różan, z najlepszej perspektywy i jedynej jaką widziałem


Mazowsze, płaskie też piękne.


relaks dla oczu, a ja cały dzień w upale, w pocie


w końcówce spodziewałem się, że będzie łatwiej, a było najgorzej, okolice Pułtuska, taka alternatywa dla DK 61, słabo się nawet szło.


Pułtusk spalony słońcem, z najdłuższym rynkiem, nie bardzo jest gdzie usiąść.


Narew jest ładna, rośnie tak wśród łąk.




  • DST 246.00km
  • Czas 10:33
  • VAVG 23.32km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 lipca 2019 Kategoria Ekskursja, Trasa ponad 200

Ekskursja mazowiecko – podkarpacka cześć 1 (GV)

Wyjeżdżam po godzinie 8.00, w planie mam dojechać w okolice Św Katarzyny, gdzie znalazłem nocleg na prywatnym polu namiotowym u podnóża Łysicy. Jest to pierwszy wyjazd rowerowy, na którym obładowany jestem dodatkowym bagażem: materac, śpiwór, namiot, przez pierwsze kilometry przyzwyczajam się do innego środka ciężkości roweru i ciężaru. Test na podjeździe pod stromy wiadukt kolejowy, ledwo co, źle to wróży, ale póki co, przede mną 150 km po płaskim, czyli będę miał czas przyzwyczaić się. Do Kalwarii nie włączam nawet Garmina, droga znana, mogę jechać z zamkniętymi oczami, podjazd na ulicy Lipkowskiej i skręt w kierunku Warki. Płasko, idealna równina w rozkwicie, sporo sadów, nawet ładnie, jestem tu pierwszy raz, przyjemnie jedzie mi się, wybrałem najmniej używany asfalt jaki można było znaleźć na mapie z dozwoloną opcją szutrowo-brukową. W mieście Czarneckiego robię pierwszy postój, pogaducha z parą rowerzystów z Włoch, zdjęcie i dwa obroty wokół rynku, szukam wyjazdu na most nad Pilicą, wzdłuż której teraz będę jechał, całkiem przyjemną szutrówką i starym popękanym asfaltem. Trzęsie, nosi rowerem, i odpada lewy bagaż, szczęśliwie nic mnie nie wyprzedza w tym momencie, pękło gumowe kółko amortyzujące drgania sakwy, takie nic, wyciągam taśmę i obklejam grubą warstwą, zawijam w dwóch kierunkach, na tyle skutecznie, że naprawa jest wystarczająca do końca wyjazdu. Później przeważają coraz bardziej szutry, w końcu wjeżdżam w nową, szeroką, dobrze utwardzoną drogę leśną na której zmieściłoby się cały peleton, drogę zagradza szlaban z zakazem wjazdu dla wszystkich oprócz ALP. Wiatr mam z serii tych pomagających, pruję środkiem, na cyferblacie dobrze ponad 30 km, słychać przyjemny odgłos kamyków odbijających się od aluminiowej ramy, między drzewami widzę zaparkowany radiowóz straży leśnej, czekają na ofiarę co to pokusi się i skorzysta z ich własnej drogi. Po paru kilometrach słyszę jak jadą za mną, wyprzedzają, oglądają mnie ze swojego szklanego akwarium, kiwam im zawczasu sygnalizując pokojowe zamiary. Wolno odjeżdżają, później dociskają gaz i powstaje za nimi obłok kurzu.
Dalej na Radom, odcinek, który jest do poprawy, nie będę się pastwił, ale ten fragment to było czyste zło i na tym stwierdzeniu poprzestanę, nie rozwijając tematu. Za tym miastem DK 7 ma szerokie pobocze, z którego korzystam, zaczynają się już małe górki, które w okolicach Szydłowca przechodzą w łagodne, ale długie podjazdy. W zabytkowym rynku robię sobie dłuższy postój, odpoczywam, zbliża się już 17.00 i bardziej niewiadoma część drogi, zamierzam jechać w kierunku południowym przez kompleks leśny w kierunku Bliżyna, a później przeciąć rezerwat przyrody Świnia Góra. Nie wiem jakiej jakości drogi czekają mnie.
Odcinek do Bliżowa asfaltowy, przez las, cały czas bez ulgi pod górę, nachylenie jest łagodne, ale ciągnie się 11 kilometrów, trudno zorientować się w gęstym lesie, nawet sprawdzam, czy to hamulec może tak mnie blokuje. Do Ubyszewa tak zamulam, pnąc się w rezultacie na 136 metrów (358 m. n.p.m.) wyżej niż Szydłowiec (222 m. n.p.m.). Później w dół i hamowanie na skrzyżowaniu z DK 42, którą przecinam i w ciągu paru minut tracę wcześniej zdobytą wysokość. Dalej wąskim, uroczym asfaltem w kierunku Rezerwatu Świnia Góra. Pozostało 17 kilometrów do Zagnańska, po wjechaniu ponownie na ponad 300 metrów czeka mnie zjazd wąską drogą dynamicznie przechodzącą z szutru w asfalt i odwrotnie. Wyrwany asfalt wzdłuż drogi, rozrzucone kamienie, a co paręset metrów woda spływa w poprzek drogi, jestem w gęstym lasie, ogromne, wiekowe buki. Zjazd stromy, łatwo się rozpędzić, cisnę hamulce, wkrótce będzie jeszcze gorzej bo to wszystko zakończy się 5 kilometrowym odcinkiem starego bruku, w który na dobre zdołał wgryźć się śliski mech.
Za Zagnańskiem pozostało około dwadzieścia parę kilometrów jazdy na wschód, podjeżdżam kolejną górkę, druga już serpentyna. Za zakrętu wyłania się szlaban, a za nim stoi podminowany, z nerwem na wierzchu wartownik, który informuje mnie, że droga zamknięta, i jest własnością kopalni kamieni jakiś tam, i że dalej nie pojadę. A jak dojechać do Św Katarzyny to on nie wie, radzi żebym zjechał do najbliższej miejscowości i pod kościołem zrobił wywiad. W trakcie tej rozmowy przejechały ze trzy wyładowane kruszywem wywrotki, stękają, zgrzytają, jęczą wydają metaliczne odgłosy z wysiłku. Widok ten przekonał mnie ostatecznie, zawracam i dzida w dół, na zjeździe suszę tony potu wcześniej wyciśnięte w tym miejscu. Cudem informuje się, że objazd kopalni owszem jest, 7 kilometrów szutrem, z mnóstwem zakrętów, prawo, lewo, później też lewo i dwa razy w prawo. Trafi Pan. Ustawiam Garmina na azymut, jak mniej więcej jechać, południowy wschód. Poszło sprawnie, wkrótce nagrodzony jestem widokiem masywu Łysicy do którego zbliżam się. Nocleg, polecam, jest to jedyne pole namiotowe w tym miejscu, wszystko wykonane własnym pomysłem, ale bardzo gościnie.

AvaSpeed: 23 km/h, 
Max Speed: 57 km/h
Marki, Warszawa, Góra Kalwaria, Warka, szutrem wzdłuż rzeki Pilica, Jedlińsk, Radom, Szydłowiec, Zagnańsk, Św Katarzyna.



Cześć pierwsza: Góra Kalwaria – za Radom


Część druga: Radom_ Św Katarzyna



Most Siekierkowski, wtorek godzina 9.30, pierwsza godzina jazdy. 


Szydłowiec, dłuższy postój, tutaj zjadam resztę kanapek z miodem.


Przecinam rezerwat leśny Świna Góra, jest po 18.30.


Wokół masywu Łysicy





  • DST 242.00km
  • Czas 10:30
  • VAVG 23.05km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 maja 2019 Kategoria Trasa ponad 200

Podlaska włóczęga, Goniądz

Zaczynam o 6.00 rano w Małkini, jest lodowato. Jadę. Nad krajobrazem przetaczają się nisko zawieszone chmury. W oddali na wschodzie widać, nieskazitelną płaszczyznę nieba, nieprzeciętą żadnymi stratusami, cirrusami, gładką i czystą jak szkło. To zapowiedź słonecznej pogody, ogrzania skostniałych rąk i stóp, i przyjemności z jazdy na którą przyjdzie mi czekać aż do południa. A póki co jest zimno i wilgotno, nałożyłem na siebie wszystko co miałem, nawet pancerną przeciwdeszczową kurtę Bitwina, podszytą od wewnątrz gumą. Czeka mnie jazda pod wschodni wiatr, na Podlasie, z którym miałem swoje porachunki, nie zdobytą, a dawno zaplanowaną gminę Goniądz i przejażdżkę carską drogą. 
Dzisiaj mamy zwykły, roboczy dzień, nie niedziela, żadne święto, ludzie wyjechali do pracy i zostawili szeroko otwarte bramy, kręcę uparcie, wiatr spycha mnie, a co jakiś czas znudzony pies wyczuwa moją obecność, biegnie jazgocząc przez długie podwórko. Cieszy się, że ktoś przerwał jego samotność i monotonię dnia, z radości wściekle ujada. Słyszę jak uderza łapami o asfalt, jest już przy tylnym kole. Niechętnie muszę przyspieszać, dociskać prędkość. Tak mijają mi pierwsze poranne godziny, rozgrzewam się, przełamując ten wschodni chłód znad łąk i pól uciekając przed lokalną psiarnią, krętą drogą z rozsypanym piaskiem na poboczach. Wiozę dwa, wypełnione zimną wodą bidony, pomimo umykających kilometrów nie mam ochoty pić. Patrzę na horyzont, czekam kiedy przybliży się ta gładka, bezchmurna część nieba, i w końcu ogrzeję się w promieniach słońca i zrzucę z siebie ciężar ubrań.

Od Waniewa nad Narwią jadę nowym wariantem, do Tykocinia docieram o godzinie 12.00, zwiedzanie z pozycji siodełka, posiłek, relaks, w dalszą drogę wyruszam o 13.30, już w słońcu, zrzucam z siebie szmaty, które ratowały mi życie na ranem, wjeżdżam w GreenVelo, wijące się równolegle do Narwi. Wiosna w pełni, w mieście nie ma takich kolorów, przestrzeni. Przekonałem się, że szutry mają wiele oblicz, różnią się kolorem, sypkością, odpornością, w jednych szybko zapadam się, rzuca kołem jakby całe powietrze z niego uszło, po innych mknę nadsłuchując jak drobne kamyczki odbijają się od aluminiowej ramy. Widokowo, turystycznie jadę na północ tym razem, w Strękowej Górze przecinam Narew po raz ostatni i wjeżdżam w otchłanie leśne Biebrzańskiego Parku Narodowego, carską drogą, cały czas lasem, przez 40 kilometrów, czuć bliskość rzeki, dzikość, na poboczu leży truchło psa, wilka, bardziej podobny do wilka. Trochę robi się nieswojo, małe obyciem mam z taką ciszą, przestrzenią i pustką. Parę kilometrów przed Goniądzem przecinam jakąś ruchliwą DK, nie znam numeru, nieważne, nieistotne, i tak tamtędy nie pojadę za bardzo ruchliwa i hałaśliwa, wielkie diesle przewalają się z łoskotem. Wolę dookoła przez małe pagóreczki, wąskie asfalty, w okolicach starych drzew, boczną drogą zmierzam do Moniek, gdzie czekam na pociąg Regio Podlasie.  



Narew, w okolicach Strękowej Góry.


lokalnie po mazowszu


podlaskie wyzwania


i spokój i cisza


i uroki ostrych zakrętów


Talk Talk - Colour of Spring,  


bez pól rzepaku nie ma wiosny


GreenVelo do Tykocinia


i sam Tykocin




betonowe osłony drogi, znane z dzieciństwa, zapomniane


okolice Narwi


Nieczynny most na Narwi, z zakazem wchodzenia. 


carska droga


przetaczam się z południa na północ Biebrzańskiego Parku.


przystanek



  • DST 215.00km
  • Czas 08:22
  • VAVG 25.70km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 1 maja 2019 Kategoria Trasa ponad 200

Wyprawka Kurpiowska

Chciałem poznać rozległe tereny północnego Mazowsza, o których rzadko kiedy wspomina się, zaludnienie niewielkie, a na sporym obszarze dominują lasy, piachy, błota i bagna. Spodziewałem się popękanych asfaltów, piaszczystych dróg, szutrów i malowniczych widoków, trasa wiodła dolinami Bugu i Narwi w ich dolnych biegach, aż do połączenia w Serocku i nie zawiodłem się. 
Przede wszystkim był to wyjazd w nowe rejony, a to zawsze jest ciekawsze niż powielanie tych samych kilometrów. Trasa bardzo urozmaicona, za Nowym Lubieniem kończy się asfalt, trasa wiedzie w "bliskości" rzeki, którą można oglądać na wyciągnięcie wzroku, gdy ta tworzy kolejne zakole, to żwirówka wygina się naśladując jej bieg. Delikatnie pofałdowany teren zapewniał niepowtarzalne widoki na rzekę ze skarp. Do poprawy jest odcinek Puszczy Białej, za dużo elementów piaszczystych, leśnych. Po przecięciu jej ze wschodu na zachód dostałem się w rejon przyrzecznych wsi, które połączone były ze sobą wąskim, krętym asfaltem, a niekiedy piaszczystą drogą, z luźnym, sypkim piaskiem, w którym opony zapadały się po obręcze. Wyschnięta droga, nie pada już 3 tydzień, na szutrach piach rozbity przez działanie słońca i brak deszczu, przejeżdżające samochody podnoszą tumany kurzu. Patrząc na horyzont widać gdzie przebiegają w polach drogi zaznaczone przez obłoki wznoszącego się piachu. Południowy odcinek rundy mam z wiatrem. 


Tuchlin, nad Bugiem, ulubiony odcinek,


Okolice Długosiodła, krzyż poświęcony powstańcom styczniowym.


Narew


Po przejechaniu paru metrów, zatrzymałem się...


takich odcinków było więcej...


były też takie na których osiągnąłem szczyt zwątpienia.


Narew w dolnym biegu,


puenta wyprawki Bugonarew po połączeniu, z mostu w Serocku.




Mapy dzielone na 3 części:



  • DST 201.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 08:22
  • VAVG 24.02km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 sierpnia 2018 Kategoria Trasa ponad 200

Zdobyć Hel i wrócić

Dziś mam w planie trasę na północ, wzdłuż zatoki, może jak się uda to na Hel. Rozpoznanie trasy mam słabe, ściągnąłem ślad od uczestnika BS, jak przejechać przez trójmiasto, ale pokazuje odwrotnie niż jadę, a odwrócić trasy nie da się na moim Garminie. Do Mikoszewa lecę ścieżką rowerową wzdłuż mierzei, ukrytą w głębi lasu. Tam nie znajduję bankomatu i na prom dostaje się "służbowo", tak jak za czasów PRL, jednak pewne chwyty są uniwersalne i ponadczasowe. Do Gdańska lecę asfaltową ścieżką wzdłuż DK 501, w samym mieście improwizuje trochę ścieżką, trochę 3-pasmówką, godzina 11:00 ruch nie za duży. Posiłkuje się tym śladem, od czasu do czasu rzut oka na Bałtyk w okolicach Sopotu, Gdyni. Dalej już Rumia, Reda, jadą dwupasmówką a przede mną i za mną złowrogo pomrukują silniki diesla, te małe i te większe. Szczęśliwie i bez frajdy docieram do skrzyżowania, gdzie uciekam przed ruchem na DK 216, z poboczem i solidnym, krętym podjazdem na start, do Władysławowa. Tam rozpoczyna się brukowana ścieżka na sam Hel. Półwysep robię pod wiatr. Do Gdyni wracam pociągiem, jest 19.00, ostani prom na mierzei odpływa o 22.00, jadę na "oko", nie wiem ile czasu może zająć przebijanie się przez miasto i dalsza droga, zaczyna kropić, przez miasto trzymam tempo, styl jazdy nerwowy. Jakoś udało się, na wylocie z Gdańska na Orlenie wciągam 1l coli za jednym podejściem, zapomniałem zaopatrzyć się w picie i szkoda mi było czasu na poszukiwania. Jest już ciemno, noc rozpoczęła się na dobre. Wracam tak samo, DK 501, nową asfaltową ścieżką, i dobrze, jacyś kretyni wyprzedzają się na pełnym gazie. W nocy wszystko wygląda inaczej, droga dłuży się, jadę pod presją uciekającego czasu a wraz z nim odpływającego ostatniego promu. Na przeprawie jestem o 21:10, a do Stegny jadę asfaltem, ale ruch jest już znikomy, w zasadzie przez pierwsze kilometry nikt mnie nie mija bo dostać tutaj można tylko się promem.


Hel zdobyty


droga przez półwysep

140 km na sam Hel, czas: 5:21H,
  • DST 203.00km
  • Czas 09:14
  • VAVG 21.99km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 lipca 2018 Kategoria Trasa ponad 200

Do miasta L na Lubelszczyźnie.

Wykorzystałem sprzyjający wiatr i udałem się do miasta L na Lubelszczyźnie. Właściwie jest tam o wiele bliżej, ale przetoczyłem się szerszym kółkiem i ogarnąłem równinę mazowiecką i płaską część lubelskiego. Krajobrazowo to jazda jak po patelni, monotonia krajobrazu taka, że spoglądałem na licznik, czy przesuwam się jeszcze do przodu. Dla potwierdzenia parę fotografii.Ciekawsze tereny w okolicach jeziora Siemień, za Parczewem. Asfalty którymi jechałem to 95% drogi gminne, całkiem znośne, zdarzyło się parę takich fragmentów, które zafundowały mi terapię wstrząsowo-uderzeniową, ale były też i nówki, jeszcze nie zdarte. Do Siedlec całkiem przyzwoita droga, fajna pętla, alternatywa dla Gass i Kampinosu. Tym bardziej, że w Gassach to obecnie jakiś wąż poluje.


Mokobody: dystans:85 km, czas:3,04 h AvG: 27,78 km/h, godzina:8:26


Drugi pomiar: dystans: 124 km, czas:4:24H, AVG:28,13 km/h. Dolina Liwca, okolice Szydłówka.


Strefa Siedlec.

Okolice skrzyżowania z DK2

FINISH do L_Wincentów:
dystans:243KM, czas: 8H:51min, AVG:27,1Km/h, godzina: 15:43, brutto upłyneło czasu: 10 h i 51 minut.



  • DST 243.00km
  • Czas 08:51
  • VAVG 27.46km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl