Informacje

  • Wszystkie kilometry: 124080.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.87%)
  • Czas na rowerze: 234d 20h 29m
  • Prędkość średnia: 21.60 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Trasa ponad 200

Dystans całkowity:6855.00 km (w terenie 57.00 km; 0.83%)
Czas w ruchu:243:48
Średnia prędkość:24.38 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:228.50 km i 9h 22m
Więcej statystyk
Czwartek, 24 maja 2018 Kategoria Trasa ponad 200

Olsztyn_Warszawa, szutrem, brukiem i asfaltem.

W Olsztynie jestem już o godzinie 8.40, pogoda zgodna z zapowiedzią, wiatr tak jak spodziewałem się i planowałem. Pozostało tylko kręcić i cisnąć na południowy wschód, trasą poprowadzoną przez wielki las ciągnący się, aż do północnych granic Nidzicy, a później przez pola Mazowsza. Robię kółko po reprezentacyjnej części miasta, nigdy tutaj nie byłem, poznaje miasto na szybko z perspektywy siodełka, robi wrażenie trochę ciężkiego, wielkie po nieniemieckie gmachy dominują w architekturze, szybko znużony, po godzinie kieruję się w stronę "dziury z miasta".
Pominąłem jazdę próbną i zabrałem nowe buty SPD, trochę za mocno trzyma sprężyna, reguluję, wpinam, wypinam, chyba jest lepiej, ale lepiej nie było, wkrótce miałem o tym się przekonać. Szybko już za miastem wjeżdżam w wielki las, droga wąska, kręta, rośliny takie, że zapiera dech z wrażenia. Ukształtowanie terenu różnorodne, czyli raz w górę, później w dół, dla rowerzysty bujającego się po mazowieckiej równinie to atrakcja. Im bardziej zagłębiam się w las, gęstnieje atmosfera, jest wilgotno, światło rozbite przez korony drzew, tworzy refleksy, odgłosy lasu potęgują się, a za drzew wyłaniają się jeziora, i trwa to kilometrami. Długość drogi leśnej to około 45 km, ze śladów ludzkiej bytności to minąłem dwie leśniczówki, ośrodek wczasowy i z dalszej perspektywy na końcu polany wieże neogotyckiego kościoła. Jakość drogi raczej fatalna, cały czas czujna jazda, zjazdy na tyle strome, że można było nabrać prędkości, ale w dolinkach często asfalt w formie szczątkowej, z wielkimi dziurami, lejami i z wszystkim co mogło się wytworzyć od lat 70-tych, kiedy to był wylany. Nie jest to dla mnie problemem bo jeżdżę turystycznie i na przełaju, a to zobowiązuje znosić trudy zapomnianych dróg. W takich okolicznościach przyrody, mści się fuszerka z wcześniejszą regulacją SPD. Rozpędzony na zjeździe, nagle kończy się asfalt i wpadam w piach, szybko tracę prędkość, coś tam robię dla utrzymania równowagi i gdy już udało mi wyhamować, ten cholerny but zakleszczył się, a sprężyna trzyma na zawsze, przechlam się i lecę na glebę, na szczęście tutaj brak asfaltu pomaga i miękko ląduje na piachu i trawie, bo w taką formę przeszła niespodziewanie moja trasa. Uwalniam nogę z buta i od drugiej strony rozkręcam platformę, żeby poluzować sprężynę. Szczęście, że tutaj i teraz uwidocznił się ten problem.
Pierwsze miasto to Nidzica, krótki popas na Orlenie, mam wykręcone około 60 km i minęło już 2,49 minut jazdy. Godzina podaje z pamięci to zbliżająca się 14:00, straciłem sporo czasu na regulacje, reperację tego nieszczęsnego zapięcia. Dalsza droga to super serwisówka do Napierek, nowy asfalt w jakości lotniskowej, dobrze wyprofilowana, sporo zjazdów, wiatr w plecy, prowadzi wzdłuż S7, przeskakuje wiaduktami ze strony lewej na prawą, najlepszy asfalt roku. Tutaj też pada rekord prędkości na trasie, 15 km długości  i tylko 2-3 samochody, jadę i sam nie wierzę, że to się dzieje i może tak być. Później Mława i dalej dobrze znane tereny mazowieckiej równiny.


Napierki, serwisówka Nidzica-Napierki. 


45 km, mniej więcej takiej jakości i szerokości asfalt...


...ale był też bruk.



GPS odpaliłem za granicami Olsztyna i trasa 235 km, dodatkowo przejechałem tego dnia:
12 km na dworzec 
22 km kręcenie po Olsztynie + wyjazd do granic miasta.






  • DST 269.00km
  • Czas 10:40
  • VAVG 25.22km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 sierpnia 2017 Kategoria Trasa ponad 200

Podlaskie bagna i mosty

Trasa poza drobnymi modyfikacjami jest powtórką trasy z wycieczki  kraj mlekowity, inny był punkt docelowy, ale trasa w 95% taka sama. Trasa taka sama, ale klimat inny, tereny rolnicze cyklami zmieniają swój charakter, wtedy przyroda w fazie rozkwitu, teraz wszędzie tumany kurzu wzbijane przez kombajny, traktory, którymi mkną na pełnym gazie dzieciaki. Spojrzałem, a tam za kierownicą synek farmera maksymalnie 12-13 lat. Atmosfera pracy, trochę tak głupio, tak się przejeżdżać siedząc pomiędzy dwoma  kołami, ale każdy ma jakieś to swoje życie.  O ulicę księżycową to na pewno bym się nie zapytał. 
Pomosty nad Narwią w okolicy Waniewa polecam każdemu, kto mieszka w przeludnionej części Polski. Nie określiłbym tego miejsca jako oaza ciszy i spokoju, raczej jako wyższa forma pustki. Mocno wiało i fajny był szum trzcin. 
Później zmieniam plan, odkładam wizytę w Tykocimiu na inny czas, coś mnie rozleniwia, ruch samochodowy jakiś większy, dla spokoju wybieram super trasę łącznikową Green Velo do Białegostoku. Jakość asfaltu dużo lepsza niż drogi krajowej biegnącej równolegle, niestety mam wrażenie, że jeśli buduje się w Polsce drogi rowerowe to będą to inwestycje nietrwałe. Nikt nie będzie o nie regularnie dbał, a budując robiono zapewne spore oszczędności, zdarza się, że 2-letnia droga, a nierówności i fale spore np widoć to na DDR wzdłuż trasy toruńskiej na Żeraniu i CH M1.
Białystok bez rewelacji, docieram DDR na Dworzec PKP, pamiętam go z kadru filmu "Wielki Szu", dworzec i atmosfera identyczna, widocznie są rzeczy ponadczasowe i niezmienne. 


Relaks w Waniewie.


samoobsługa, promy przez Narew.


Tak mniej więcej prezentowała się cała droga. Rozległe łąki dzielone wierzbami i zaklęte zakręty.


Klimatyczny odcinek za Czyżewem, zakręty i wierzby


za Czyżewem dalej


Podlaskie bruki, na szczęście nie było tego za dużo. 


Gdzieś w Polsce. Takich miejsc są tysiące.


i takich skrzyżowań są miliony.


Białostocka sobota.

Mapa:
Marki_Waniewo
Waniewo_Białystok

Dane:
Wyszków: dystans:41 km, czas 1 h:19min, avag: 30,8 km/h.
Brok: 80 km, czas 2 h:35 min, avag: 31 km/h.
pierwsze 100 km: czas: 3 h:13 min: avag: 31 km/h.
Waniewo nad Narwią: dystans:186 km, czas 6 h: 18min, avag 29,6 km/h.

Dane końcowe obejmują włóczęgę po Białymstoku i dojazd do domu z Wawa wschód: 237 km, 8H:51 min
(czas w ruchu dane licznika).

  • DST 237.00km
  • Czas 08:51
  • VAVG 26.78km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 lipca 2017 Kategoria Trasa ponad 200

długa prosta do Torunia, wzdłuż Wisły

Nie śpię już pół godziny przed wyznaczonym czasem, po raz pierwszy wszystko spakowane i przygotowane, czeka zamocowane do kolarzówki koło wyjściowych drzwi. Do zrobienia została kawa, kanapka, klucze do kieszeni i start. Szary poranek, pochmurno, to dobry znak, może uda się przemknąć przed burzowymi frontami. Rzadko jeżdżę podobne dystanse, towarzyszy mi trudna do uchwycenia radość, pomimo, że na początku przedzieram się drogą dobrze znaną z codziennych dojazdów, chodnikiem wzdłuż trasy DK8, jest dopiero 4.00 rano, a ciężarówki suną sznurem w obie strony, buczą złowrogo na niskich obrotach diesla. 
Do skrzyżowania z DK 50 w okolicach Kamionu jadę już trzeci raz, droga znana to i mija szybko. W Arciechowie robię modyfikację trasy i opuszczam DK 575, skręcam w lokalny asfalt zgodnie z drogowskazem "WULKANIZACJA TIR 500 M". Do Płocka jadę przez Suchodół, Życk Polski, Nowy Troszyn, wąskim, wijącym się asfaltem, droga poprzecinana niezliczonymi skrzyżowaniami, lokalne klimaty, dolina Wisły, stawy, szuwary, wierzby we wszystkich możliwych odmianach, łąki, płasko, typowe Mazowsze, jak z fotografii Edwarda Hartwiga. Asfalt o szerokości na jeden samochód, na zakrętach uważam, pilnuję prawej strony. 
Płocka też byłem ciekaw, jestem tutaj drugi raz, ale wtedy nie zdążyłem obwąchać miasta, tylko zapamiętałem panoramę z mostu. Dzisiaj pokręciłem się po rynku, zdziwiony jestem, że dopiero otwierają bary typu Kebab. Dla mnie to już jakby połowa dnia, 130 km wykręcone, godzina 9:00 z minutami, (netto: 4 h:40 min). Jeść się chce, zresztą to okazja, później czekają mnie tereny raczej o małym zagęszczeniu ludności i sklepów. W końcu wpakowuję się do "Żabki" z rowerem, łapię zapasy picia, i białą bułę, którą przeżułem na wzgórzu tumskim oglądając efektowną panoramę Wisły. Ruszam 10:35, podoba mi się wyjazd z miasta, wygodna ścieżka DDR, szeroka, bezpiecznie toczę się w dół, by po chwili piąć się w górę. Kolejne punkt do odhaczenia to Dobrzyń nad Wisłą, dzielą mnie jeszcze do niego 32 km. Małe miasteczko, zamyka się w przestrzeni dwóch-trzech klimatycznych zakrętów. Dodatkowo, poza planem, zjeżdżam serpentynami nad molo, przystań. Rzeka powala swoją wielkością, osiąga tutaj maksymalną szerokość, chciałoby się napisać, że nie widać przeciwległego brzegu, ale aż tak dobrze to nie jest. Sprawdzam godzinę, 12:00, no to trzeba się spieszyć, pociąg powrotny 16:58. Tutaj zamierzam zjechać z DK na lokalne szutro-asfalty, ale dwa razy wtopiłem, właściwie to dosłownie, droga skończyła się na podmokłych łąkach. Takie drogi zawsze wyglądają obiecująco, ale to loteria. Niekiedy leci się super asfaltem, z zerowym ruchem aut, bez nerwów, i widoki ciekawsze, a czasami takie drogi kończą się na ostatnim zakręcie. Co najgorsze ten koniec jest zawsze stopniowalny, czyli jest dobrze, później gorzej, źle, beznadziejnie i zryte pole, a pod czachą gotuje się ze złości. Teraz to już gonię uciekający czas, udziela mi się panika, wracam na DK i dociskam w kierunku Włocławka, nie odpuszczam, kręcę nawet na zjazdach, ale w korbach na najmniejszym biegu czuję luz, przerzucam wyżej, jest też, jeszcze wyżej jest ok, ciągnie równo. Oglądam kasetę kręci się zataczając falę, jakby tańczyła, trudno, może wytrzyma, to dopiero ostrzeżenie.
Od Włocławka już tylko mi się szczęściło. Nie muszę pakować się do miasta, zaraz za tablicą powitalną wykręcam na północ, w kierunku przeprawy promowej przez Wisłę, którym dostanę się do Nieszawy i na właściwą stronę rzeki. Ten odcinek jest zdecydowanie najlepszy, duże lasy, super asfalt, małe hopki, siadam po chamsku na kole dwóch kolarzy w trakcie treningu, i tak lecimy, na szczęście nie za szybko. Chłopaki dają zmiany, ja konsekwentnie tkwię na kole. Co robić, tak wyszło, 200 km gdzieś mi minęło po drodze. Motywacja do utrzymania się za nimi jest duża, obliczam, że jeśli źle wyliczę czas to utknę na godzinę czekając na prom, ze zmęczenia nie mogę przypomnieć sobie o której odpływa ta szalupa. Na którymś podjeździe zostaje w tyle, skończyła mi się woda już dawno temu, i nie mam jak zatankować, chłopaki niedługo robią stopa, mijam ich, machamy, pozdrawiamy itd. Jeszcze z 10 km i pojawiają się z naprzeciwka samochody, raptem 3 auta, czyli ruch zagęścił się, no tak rozumiem, właśnie prom odpływa. Wykręcam ostatnie kilometry i zakręty, pod koniec podjazd i coś w rodzaju bezsensownego kółka przez las, chyba omijałem przeszkodę. W końcu jestem, z drugiego brzegu na kontemplowanie panoramy Nieszawy mam jakieś 40 minut, i dobrze bo miasto z tej strony jest ciekawsze, z daleka wygląda bardziej malowniczo rzucone nad brzegiem rzeki z zabytkowym kościołem, ceglany, późnogotycki, możliwe, że jeszcze krzyżacki. To płynąłem, a teraz znowu jadę teraz do Ciechocimka, od komentarzy powstrzymam się ponieważ oferta miasta nie obejmuje jeszcze mojego rocznika, czyli mówiąc językiem współczesnym, angielszczyzną nie jestem targetem, ludzie wałęsają się po promenadzie i wysiadują po kawiarniach gdzie raczeni są tandetną muzyką sprzed dwóch trzech dekad. Na mnie działa to przygnębiająco. Na moście w Toruniu jestem o 16.05. 


Pierwszy przystanek most nad Bzurą.


Lokalny asfalt w Arciechowie.


Wzdłuż wału, strzała do Płocka.


Fetysz kamienny, okolice Płocka.


Pole, w tle Petrochemia Płock.


po godzinie 9 parę minut, tutaj również petrochemia jest w tle.


Dopływ Wisły w Biskupicach


Dobrzyń nad Wisłą, panorama 


Nieszawa, czekając na prom


U celu, godzina 16:05.
Mapa trasy: cz1 Marki_Dobrzyń nad Wisłą:
Mapa trasy cz2: Dobrzyń Nieszawa
Niestety zapis Nieszawa Toruń skasowałem niechcąco, ciągle uczę się Garmina.

Dane:
Most Północny: 44 minuty
Czosnów mijam S7: 1h:27min
Most nad Bzurą: 2h:46 min
Dobrzyków: 4h:11 min
Płock Most: 4h:41 min (wjazd okrężną drogą, ponownie startuje o 10:35 po popasie na wzgórzu tumskim)
Dobrzyń nad Wisłą: 6h:06 min (około 12:00)
Włocławek, wykręcam na Nieszawę: 7h:05 min
Nieszawa: 8h:07 min o godzinie 13:40 (jestem na miejscu, czekam na prom do 14:15)
Toruń: 9h:34 min. (na miejscu 16:05)


Odczyt 1 prom w Nieszawie: 217 km, czas 8h 7min, Ava speed: 26,74
Odczyt 2 Toruń (Stare Miasto): 251 km, czas 9h 34 min, Ava speed: 26,2
Odczyt całościowy, powrót do domu z Wawa Centalna: 279 km, czas: 11:05, Ava Speed: nieistotny.




  • DST 279.00km
  • Czas 11:05
  • VAVG 25.17km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 maja 2017 Kategoria Trasa ponad 200

Gdy wiatr dmucha w plecy, południowy wschód mojego rewiru.

Prawda o wyjeździe jest taka, że znaczną część trasy zrobiłem przy sprzyjającym, przyjaznym wietrze. Silny, wschodni wiatr pozwolił rozwijać prędkości, jednak gdy minąłem okolice Garwolina musiałem sporo czasu poświęcać na nawigację ponieważ droga wiodła mało używanym asfaltem, często leśnym szutrem, którego jakość jest rewelacyjna w porównaniu z terenami na północ od Warszawy. Rowerem w miarę sprawnie jedzie się po nim, nie ma błota i piachu, przeważnie to biały kamyczek. Do Góry Kalwarii trasa wiślana, problemem była przeprawa przez most na Wiśle, nie chciałem w ogóle wbijać się w DK50, na most dostałem się od strony wału przez przystań dla łódek rybackich. Do Stoczka Łukowskiego na liczniku pojawiły się prędkości jakie rzadko na nim widuje, 33 kaemy w standardzie, a czasami i ponad 40. W tej okolicy pojawiają się już małe podjazdy i zjazdy, które bardzo cieszą, na Mazowszu to rzadkość. Później gdy wykręciłem na północ, w końcówce zahaczając o zachodni kierunek zostałem trochę "przeczołgany" przez czynniki atmosferyczne, wiatr uderzył w bok, tak, że trzeba było mocno trzymać barana "za rogi", Cała trasa pod zbierającą się chmurą gradową, która przed Kotuniem wylała się, zacinało mocno, wściekło się "wiatrzysko" i kręciło na wszystkie strony. Tutaj zostały już pogrzebane nadzieje, że zdążę na pociąg o 13:41. Średnia spada, ledwo co kręcę, zaczynają się bóle. Na stację docieram o 14.10, Brutto wyszło 9:02 godziny, netto 7:45 H. Czyli na postoje 1:17 H. Po przekroczeniu 140 km odczuwam już spadek mocy, coraz częściej zatrzymuje się pod byle pretekstem.


Okolice Góry Kalwarii.


Garwolińskie przełaje. Wydaje się, że w  tych okolicach jest dobrze rozwinięty system szutrowych dróg.


Zjazd i umowny początek "krwawej pętli" w Górze Kalwarii.


Wisła.

  • DST 200.00km
  • Czas 07:40
  • VAVG 26.09km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 sierpnia 2016 Kategoria Trasa ponad 200

Pogranicze w lasach Horyniec Zdrój runda.

Z serii wakacyjny wyjazd. Wyjazd przed 6.00, na początek znaną trasą do Krasnegobrodu przez Szewnię i Adamów. Plusem porannych wyjazdów oprócz walorów estetycznych: mgły, wschód słońca jest też zupełna pustka na drodze. Następnie łupem pada Długi Kąt i Susiec. Tym razem skręcam na południe i przez Hutę Różaniecką jadę do skrzyżowania z DK865. Za Hutą duży kompleks leśny, przez który przedzieram się wąską asfaltową drogą. Później jeszcze trochę manewruję i w Gorajcu spotykam pierwszą cerkiew oraz ciekawy krzyż postawiony w hołdzie dla cesarza Ferdynanda z 1848 r. To chyba ślad panowania Austo-Węgierskiego. Popularna forma wazeliniarstwa w tamtych czasach, jak to zostało skomentowane w późniejszej rozmowie. Nie mieli TVP to stawiali krzyże. Droga asfaltowa kończy się i przechodzi w kamienno-piaszczystą. Podskakuje, ale założyłem szersze opony i idzie to w miarę sprawnie i bezboleśnie. Za Lubaczowem wjeżdżam w ogromne lasy lubaczowsko-horynieckie. Do Radruży droga pokrywa się z trasą GreenVelo, jedzie się wygodnie asfaltową drogą pomiędzy majestatycznymi drzewami. Przebita dętka, ale na szczęście niczego nie zapomniałem: łyżka, łatka, klej, jest w sakwie. Odpoczynek w Horyńcu. Stamtąd śladem GPS podążam do Narola i dalej do Zamościa. Z rzeczy wartych odnotowania to wspinaczka po mini płaskowyżu na którym znajdują się wiekowe stacje drogi krzyżowej. Podjeżdżam po kamienno-piaszczystej drodze, słońce daje na full, mijam poszczególne stacje, cisza, taka trochę mistyka otoczenia udziela mi się. Do Zwierzyńca jadę moim ulubionym gościńcem, przez Floriankę. Pogoda dopisała, opalenizna dopracowana, kreski ostro odcięte powyżej kolan.


Zjazd do Kranobrodu.


Okolice Suśca


Cerkiew w Gorajcu


Świadectwo Austro-Węgierskie tych ziem


Droga z serii po kamyczkach.


W lasach, za Lubaczowem. Droga z Borowej Góry do Radruża.


Fragment Green Velo.


Cerkiew w Radruży.


GreenVelo oraz droga krzyżowa. Taki mini płaskowyż a na nim umiejscowione stacje drogi krzyżowej.


jedna ze stacji.


coraz bliżej....


koło Narola.

Niedziela, 7 sierpnia 2016 Kategoria Trasa ponad 200

Na Polesie, czyli droga do Czeremchy

Do Czeremchy na pociąg o 14.46, żeby zdążyć z domu startuję przed 4.00, sprzyja mi bardzo silny wiatr pólnocno-wschodni, w porywach nawet do 40 km/h. Niedziela, już po 6.00 wjeżdżam na DK697, pusto, to zachęciło mnie do przejechania całej trasy, podobnie za Węgrowem jadę DK62. Na moście na Bugu melduję się po 4h i 8 minutach jazdy (116 km). Dłuższy odpoczynek w Drohiczynie, tym razem mam czas i robię parę rundek po mieście. Następnie kieruję się  bardziej na północ, drogą boczną równoległą do DK19 do Dziadkowic, rozważam czy nie uderzyć na Białystok. Na rozważaniach poprzestając wykręcam na wschód i przez Milejczyce jadę do Czeremchy. Po przecięciu DK 693 zaczyna się bruk, na nim jeszcze radzę sobie omijając go wydeptaną ścieżką. Po paru kilometrach przechodzi on w szutr, zryty przez traktorowe opony, podskakuje na nim głowa wpadając w niepożądane wibracje, ręce bolą, zęby szczękają. Traktor wyżłobiony jest na całej szerokości, trudno wpasować się żeby go ominąć. Zwalniam, jazda jest mniej bolesna. Na szczęście na początku nadrobiłem sporo czasu, który teraz straciłem na ostatnich kilometrach, ale gdyby ktoś w końcówce chciał przycisnąć na "uciekający" pociąg to mógłby być bez szans. 

Wyjazd zaliczam do udanych, zaprzeczenie wyjazdu z zeszłego roku, gdzie wyjechałem za późno, omijałem trasy DK i zakopałem się po osie w Poleskich piachach, w końcu w Siemiatyczach wpadłem w koszmarną burzę. Teraz wszystko poszło gładko i bez nerwów, ze sporym zapasem zajechałem do Czeremchy. Miasto sprawia wrażenie łagodne określając podupadłego. Wszystko kręciło się wokół PKP, ale obecnie to tylko zardzewiałe magazyny, opuszczone hangary, mocno postindustrialne klimaty. Nie polecam znaleźć się tam nocną porą na zbyt drogim rowerze.

Przeliczając na kilometry na miejscu miałem 185 km, wykręcone w 7,5 godziny. Całość jazdy brutto od 4,00 do 14.0, co daje 10h, jednak w Drohiczynie przedłużałem celowo wypoczynek wiedząc, że mam spory zapas. Do wyniku dodaje 20 km powrót z PKP Rembertów do domu plus coś tam pokręciłem się po okolicy.

foto relacja:


6.00 A.M. DK679, zupełna pustka.


Most na Bugu, trasa DK62.


Z drugiej strony + moje koło.


Na Podlasiu, przestrzenie, przestrzenie......


Milejczyce, cerkiew


Po przecięciu DK693.


Krótki odpoczynek


selfie


Cerkiew mijana po drodze





bajka...., 


2 panie na internecie, tędy przebiega GreenVelo


koszmarna. przeklęta droga, tarka.


U celu.


a pociąg zawalony rowerami.





  • DST 205.00km
  • Czas 08:27
  • VAVG 24.26km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 lipca 2016 Kategoria Trasa ponad 200

Marki_Lublin_przed_ Dęblin_Kazimierz Dolny

Trasa wiodła między DK17, a DW801. Obie te drogi zawalone są przez rozpędzone samochody. Na DK801 długie łuki na zakrętach, szeroka nawierzchnia sprzyja nabieraniu prędkości przez tych co jeżdżą "szybko, ale bezpiecznie". Droga z braku remontów przybrała formę fali, nadgryzione przez ząb czasu pobocze. Na DK17 średnia prędkość to ze 120 km/h. Ja chcę przede wszystkim zrelaksować się i dać odpocząć mojej psychice dlatego jadę drogami lokalnymi, pomiędzy tymi krajówkami. Było sporo asfaltu, ale zdarzał się bruk i biały kamyczek, tzw szutr, czasami trochę piachu. Droga wiodła lasami, później w okolicach Dęblina sady jabłkowe i czereśniowe. Wisłę przekraczam 2 razy. W Dęblinie kieruję się na lewą stronę (więcej po tej stronie dróg lokalnych) i wracam na prawą stronę w Puławach. Dęblin miasto rowerzystów, dawno nie widziałem takiego natężenia. Niezależnie od wieku to popularny środek transportu. Ludzie pomykają na różnych rodzajach rowerów, sporo niezniszczalnych składaków Wigry 3, obwieszone siatkami na kierownicach. Odcinek Dęblin – Puławy, ładne widoczki, trasa wzdłuż Wisły, urodzajne sady, szerokie krajobrazy na rzekę. Z Puław DDR wzdłuż Wisły do Bochotnicy. Sama ścieżka ma pewnie ponad 10 km, szkoda że została zrobiona z drogiej kostki brukowej. Do Kazimierza nie zajeżdżam, wykręcam na DK824 i od razu podjazd, ciągnął się 3-4 km, nachylenie spore . Póżniej w lewo na Rzeczycę i jadę do Lublina starą drogą, jeszcze przed zrobieniem DK 830. 

Wyjazd udany, pomimo, że zepsuł mi się na nim aparat. Zdjęcia urywają się na mazowieckiej części wycieczki.


Wyjazd o 4.30 rano, dojazd do Zielonki.


DDR_tylko kawałek wschodnia obwodnica Warszawy


Otwock, Świder pod słońce.


Moja ulubiona DK 734, szkoda, że jest taka krótka.


DK 734


w trasie...


16x9_ DK 734_6.00 A.M.


Odpoczynek przed DK 805


widok boczny na DK 805


słońce w twarz


Szutry pomiędzy Lipnikami a Paprotnią


i bruk, 


i bruk 2


i ostatnie zdjęcie, później uszkodził mi się obiektyw.

Cała trasa brutto: 4.20 Start_ Lublin 16.30, czyli jakieś 12 godzin.






  • DST 221.00km
  • Czas 08:44
  • VAVG 25.31km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 kwietnia 2016 Kategoria Trasa ponad 200

Marki_Brok_Małkinia_Prostyń_Klembów_Marki

Urlop i czas wyjazdu. 
Pierwsza 100 km z wiatrem, drugie 100 km pod wiatr. Silny południowo-zachodni wiatr sponiewierał mnie. Z fajnych odcinków Brańszczyk-Tuchlin. Zmieniłem przebieg trasy, inaczej niż planowałem. Natomiast Udrzyn-Brok przeprawa przez piaszczysty las.
DK 694 duży ruch, mało przyjemna stąd ten objazd przez Daniłowo. Z Prostynia do Stoczka asfaltowa droga, duży kompleks leśny. Ze zdarzeń wartych opisania to doświadczenie audio wizualne w okolicach Prostynia. W Sanktuarium odbywał się pogrzeb, grano Marsz Żałobny – Chopina, który długo jeszcze słyszałem, dźwięk rozbrzmiewał po polach, mijały metry, a melodia potęgowała się niesiona przez wiatr. Muzyka była wszędzie, w przestrzeni z każdej strony, czasami nasilała się, później słabła, żeby niedługo wzmocnić się. Wywoływała emocje, smutek, żal...
Dolna Bugu bardzo malownicza, szczególnie w okolicach Tuchlina, droga wije się zgodnie z nurtem rzeki, jest na wzniesieniu, widoki pocztówkowe, jak z katalogu. W okolicach Jadowa, bóle mięśni karku, szkoda mi czasu na jedzenie, kupuje picie. Od Klembowa robi się słabo, duży ruch, ludzie wracają z pracy.




Tuchlin nad Bugiem.


Udrzyn


Za Brokiem 1


Za Brokiem 2


Treblinka, orurowana droga.


Prostyń, Sanktuarium



Lasy Łochowskie


Liwiec.

W odległosci podaje dane z licznika, a nie z endomono bo to tylko ślad. Po pierwsze zauważyłem, że zaniża odległości.Poza tym pomyliłem drogę  w Kurach przez pomyłkę wykręciłem na dzięcioły, oddrabiałem przez Lysoboki. 



zdjecia
  • DST 202.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 08:49
  • VAVG 22.91km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 lipca 2015 Kategoria Trasa ponad 200

Horyniec Zdrój przez Roztocze

Wycieczka do Horyńca.

Urlop w Zamościu, pierwszy tydzień upalny. Zaplanowany wyjazd mam na niedzielę. Wstaję o ekstremalnej godzinie porannej. W zaspanej głowie kłębi się pytanie: jest tak szaro, wcześnie, czy to pada mżawko-deszcz. Stuka coś w blaszany parapet, to jednak deszcz. Ale już wstałem, dopijam kawę, zjeżdżam z rowerem windą, wsiadam i jadę. Mam zaplanowane przejechanie północnej częsci Roztocza, czyli według mojej mapy są to okolice Szczebrzeszyńskiego Parku. Teren górzysty, z podjazdami i widokami. Na początek kieruję się DK 837 do Nielisza. Znajduje się tam duży sztuczny zbiornik wodny, na nim zbudowana jest elektrownia. Jezioro rozlewa się między wzniesieniami, linia brzegowa to jakieś 20- 30 km. Miejscowi mówią na nie "morze Roztocza". Ładne, ale pogoda jest ponura, szaro i wilgotno. W beztroskim  rozglądaniu przeszkadza mi wzmagająca się mżawka, przechodząca w siąpiący deszcz. Sprawdzam, za godzinę ma być rozpogodzenie i o deszczu zapomnę. To lecę dalej. Ciekawie zaczyna robić się w okolicach Mokrelipie, coraz większe wzniesienia. Tereny na zachód od Radecznicy, Teodorówka, Hosznia Abramowska, Ordynacka, Gilów, Goraj niesamowicie "górkowate", wzniesienia na 300 m. To początek spiętrzeń, które ciągną się do Tomaszowa Lubelskiego i później na Roztocze Wschodnie po ukraińskiej stronie. Geograficznie to łukowaty wał wzniesień, dla oka to niekończące się falujące pola, pagórki, dolinki i wąwozy - istota Roztocza. Mam wrażenie, że ta część jest nieznana. Mało agroturystycznych zajazdów i atrakcji powoduje, że całkiem przyjemnie zwiedza się te okolice. Trasy turystyczne dobrze oznakowane, jadę "czarnym". Czasami wyprowadza mnie na manowce. Zaczyna się zachęcającym malowniczym wąwozem, a kończy lessowym rozmiękłym szutrem po deszczu, śliskie błoto nabija się w napęd i v-breake. Muszę wyłupywać grudki gliny z nie działających hamulców, a zjazdy bywają bardzo strome. Po dwóch takich akcjach zniechęcony postanawiam trzymać się asfaltu. Z górki i pod górkę, z doliny na wzniesienie, cały czas kręcę, napęd szumi, kałuże deszczu parują, oglądam plansze krajobrazowe. Jadę i cieszę się, że dokonałem odkrycia. Tutaj naprawdę jest zupełnie nieturystycznie, bez folkloru na sprzedaż. Z Goraja jadę do Zwierzyńca. Stuka mi stówka. Słońce już przygrzewa, jest jeszcze przed południem, szkoda mi wracać. Przedłużam wycieczkę do Suśca. Do Górecka Strego ze Zwierzyńca prowadzi najlepsza rowerowa droga jaką, do tej pory jechałem. Specjalny odcinek, ograniczony do ruchu pieszo-rowerowego, prowadzi przez stare lasy, wąska, utwardzona, z białego kamyczka droga, podjazdy zakończone ostrymi zakrętami, szybkie zjazdy, niesamowity mikroklimat, intrygujące powietrze, cisza, i ta przyjemność trwa i trwa całe 9 km. Później Józefów, który nie zapada mi zupełnie w pamięci, jakiś taki suchy. W Suścu morale i kondycja w bardzo dobrej formie, na liczniku 140 km, uzupełniam zapasy wody, lody, czekoladki. I widzę drogowskaz Horyniec 45 km. Nigdy nie byłem tam, a nazwa pociągająca. Droga obiecująca bo wydaje się, że będę jechał greenVelo, ale niestety szlak w Norolu urywa się. Powinienem zdążć z powrotem przed nocą do Zamościa. Ruszam. Za Narolem robi się pusto, strefa leśna, znikomy ruch samochodowy, zapach drzew, ciągnie się tak kilometrami, krajówka DK 867 w podobnym klimacie. Sam Horyniec, ciekawy, kurort dla emerytów, miesza się prawosławie z katolicyzmem, park z nowoczesną architekturą. Wszystko to oglądam pobieżnie z perspektywy roweru. Droga powrotna, trochę się zagubiłem. Jechałem GreenVelo i wprowadziła mnie w nieoznakowany las. Wbiłem się tam w podjazd prawie pionowy. Wpychałem rower, pomyślałem jak padnie łańcuch od przeciążenia, to zjedzą mnie tu przez noc wilki. Zresztą facet motorowerem też nie dał rady i go wpychał. Później już został samo kręcenie. Do Zamościa wróciłem już po ciemku na lamkach. Wyjazd przyjemny i swobodny.

Link do mapy trasy

Link do zdjec
  • DST 280.00km
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 lipca 2015 Kategoria Trasa ponad 200

Wycieczka do Hajnówki

Trasa do Hajnówki. Założenie, to dotrzeć w jeden dzień, unikać dróg krajowych i międzynarodowych, czyli czerwonych i żółtych.
Z Marek startuję o 7.00. Wiatr wieje z południa, pocieszam się, że jednak pod koniec trasy za Siemiatyczami w pełni skorzystam z jego dobrodziejstw, wtedy bardzo mi się przyda. Na początku kieruję się na Ossów, Leśkowizna, Ręczeje Polskie, Poświętne, Rojków, Stanisławów. Jest to alternatywna droga do DK637. W Stanisławowie przeprawiam się przez DK50 i wpadam w krajówkę, którą jadę tylko do Dobrych. Korzystam z pierwszego skrzyżowania by odbić w prawo i od tej pory moja droga do Hajnówki będzie wić się, kierunek wschód, jednak tak jakby z błędem, czasami odbijam na południe, później pnę się na północ. I tak przejeżdżam przez Brzeźnik, Ossówno – jeszcze tam jest asfalt. Do Czerwonki Liwskiej jadę szutrem, czasami po piachach. Temperatura rośnie, kask zrzucam z głowy, mocuję go do bagażnika, co może się stać, jeśli osie są zakopane w sypkim piachu. Szybciej uduszę się w tym kurzu. Temperatura 32C, a jeszcze nie ma południa. Mijam niekończące się pola, wszystko żółte, wypalone. Odgłosy owadów potęgują się w tej ciszy. Za Czerwonką łapię asfalt, i wracam na DK637. Straciłem na szutrach z godzinę, wypiłem i wypociłem cały zapas wody. Zbliżam się krajówką do Liwa. Droga ma łagodne wzniesienia. Od roku nie wyjeżdżałem z okręgu warszawskiego i zauważam takie subtelne nierówności terenu, górki i małe dolinki. Na szczycie oglądam panoramę Liwca. Droga z Liwca do Węgrowa to ścieżka rowerowa z ceglanej kostki, podskakuje na nierównościach i mocno trzymam kierownicę. Węgrów, przygnębiający, jak całe Mazowsze i ta ścieżka do niego prowadząca. Szkoda się rozpisywać. Do Sokołowa jadę "południową obwodnicą" przez Karolew, Justynów, Węże. Nie był to dobry pomysł, straciłem dużo czasu i energii, znowu pola, szutry albo piachy. W Sokołowie odbijam na północ, do Kamianki, Gałki, Skrzeszew. Tam wjeżdżam na trasę DK62. Nie ma innej alternatywy, to właśnie DK62 muszę przeprawić się przez Bug. Objazd, który wybrałem, cóż, jestem jedynym człowiekiem na świecie który jechał tą drogą z zamiarem dojechania gdzieś dalej. Parę zapomnianych wiosek wśród pól, blaszane silosy, pylasta droga, a słońce świeci, rozgrzewa coraz bardziej, gorące, lepkie powietrze czasem mnie pcha do przodu, a czasami zatrzymuje. Droga jest wąska, piaszczysta i wije się jak rzeka.  Zaczynam podejrzewać, że upał ten skończy się wielką awanturą. Tutaj nie zabawiłem zbyt długo, na końcówce bezpańskie psy przegoniły mnie dodając mi nowych sił. Rzekę Bug oglądam w Drohiczynie. Ładne miasteczko, czuje się w nim historię, szkoda, że nie mam czasu na zwiedzanie. Muszę realizować plan. Odległość może nie największa, ale zaczynam mieć już dość moich objazdów. Do Siemiatycz wybieram drogę okrężną również przez Sytki i Rogawkę. I nie żałuję, asfalt podłej jakości, ale widoki niepowtarzalne. Łagodne pagórki, malownicze pola, skupiam się bardziej na oglądaniu niż jeździe. Polesie zaskoczyło mnie, spodziewałem się bardziej płaskich terenów, a ono takie pofalowane i zróżnicowane, wcale nie jest monotonne. Ruch samochodowy znikomy. Omijając wielkie dziury korzystam z całej szerokości drogi. Trafiło się parę większych zjazdów i jest rekord prędkości na trasie. Szybko znalazłem się w Siemiatyczach. Tam spóźniony obiad w barze. W ostatniej chwili przed wycieczką emerytów zdążyłem zamówić schabowego. Przez okno obserwuję wzmagający się wiatr, niebo ciemnieje, zaczyna padać, wiatr zamienia się w serię trąb powietrznych, a z nieba woda leję się strumieniami. Pogoda zmieniła się tak szybko, że nawet nie zdążyłem dobiec do roweru, sakwy niedomknięte, trudno. Nawałnica po godzinie uspokaja się. Zapoznani ludzie radzą mi nocować, ale to środek lata i jeszcze jest widno, poza tym przeczucie fałszywie podpowiada mi, że jestem tuż, tuż u celu. A to jeszcze około 70 km. Ruszam, krajobraz jak po bitwie, połamane drzewa, gałęzie walające się po drodze, mokra, śliska jezdnia. Mijam okoliczne wioski wzdłuż trasy DK693. Zwracam uwagę na coraz częstsze prawosławne akcenty: krzyże, cerkwie i napisy cyrylicą. W końcu skwar zelżał, ale atmosfera zagęszcza się. Parę razy wyprzedza mnie straż pożarna na sygnale, niebieskie refleksy odbijają się od mokrej ulicy. Robi się szaro, kropi coraz bardziej, ślisko. Wróciły pioruny, strzelają we wszystkie strony. Coś wisi w powietrzu i zaraz spadnie. Jestem na drodze bez żadnego schronienia. Kręcę nogami coraz mocniej, 31 km/h, dociskam  33,34,35 km/hm, niewielkie wzniesienie prędkość nie spada. To goni mnie własny strach. Przypominam sobie radę rowerowego kuriera, żeby nie piłować na małych trybach tylko wrzucić większą i szybciej kręcić. Tak robię, prędkość rośnie. Jedyna ucieczka to mocno dociskać i kręcić cały czas, nie przerywać. Nie wiem jak to przełożyło się na czas, ale w końcu dojechałem do Kleszczeli. Nadal grzmiało i błyskało, byłem zdeterminowany aby kontynuować jazdę do samej Hajnówki, miałem tam wynajęty pokój. Na szczęście pomyliłem drogę i pojechałem krajówką na Bielsk, prosto, zamiast odbić w prawo. Po 7 km zorientowałem się i wróciłem do Kleszczeli na nocleg. A burza rozpętała się na dobre, bez opamiętania. Następnego dnia od 6.00 jadę do Hajnówki, mijam nocne zniszczenia i myślę, że to może rozum zapanował nad zmęczeniem i emocjami i specjalnie pomylił te drogi. Na trasie DK685 od Jelonek za Kleszczelami jest wygodna i bezpieczna trasa rowerowa powstała w ramach GreenVelo. 
Link do zdjęć

Link do trasy Hajnówka

  • DST 220.00km
  • VMAX 45.00km/h
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl