Informacje

  • Wszystkie kilometry: 133478.10 km
  • Km w terenie: 1081.00 km (0.81%)
  • Czas na rowerze: 253d 16h 04m
  • Prędkość średnia: 21.54 km/h
  • Suma w górę: 5656 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomek1973.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Kółka do 150 km

Dystans całkowity:14214.40 km (w terenie 385.00 km; 2.71%)
Czas w ruchu:612:21
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:62.30 km/h
Suma podjazdów:1450 m
Liczba aktywności:104
Średnio na aktywność:136.68 km i 5h 53m
Więcej statystyk
Niedziela, 17 maja 2020 Kategoria Kółka do 150 km

otoczenie Kampinosu

Pierwszy dłuższy wyjazd w tym sezonie, pojechałem podejrzeć wiosnę. Pierwszy przystanek na poprawianie ekwipunku w Zaborowie, do którego dotarłem szybciej niż planowałem, postarałem się być znikającym punktem dla dwóch właścicieli TREKów, którzy nie wiadomo dlaczego postanowili mnie gonić. Do podsiodłówki leci bluza Merino, 1:35 minut jazdy, 7:20 na zegarze, zapowiada się ładny dzień. Dalej trasą na zachodnie wioski, trasa prosta i płaska, między polami, taka jazda jak po drucie, tylko że wiatr dmie też " w nieskomplikowany sposób, ale konsekwentny", tylko, że w przeciwną stronę. Trasą na  Zawady i Szczytno jadę pierwszy raz, to najciekawszy fragment, droga wznosi się i opada, do Żelazowej Woli zajeżdżam przed 9:00 już z pustym bidonem, którego nie udaje się uzupełnić. Odbijam na północ, jadę na Famułki Brochowskie i Królewskie, pierwszy raz, niestety droga ta nie prowadzi przez słynną aleję wierzbową, jak i nie ma po drodze czynnego sklepu, pusty bidon tkwi w ramie roweru, a ja obliczam swoje siły, ile tak wytrzymam o suchym gardle. Ratują mnie "letnicy", uzupełniają zapas wody, jadę znowu pod wiatr, starym asfaltem puszczonym przez środek podmokłych terenów, dobra widoczność po kraniec horyzontu, w tle rozrzucone stare, uschłe drzewa, wilgotność wzrasta, to okolice Miszczorów i Kapturów, gdy już wczułem się w ten klimat, drogę przecina DK 705 i za nią są bardziej cywilizowane tereny. Tutaj nie odbijam w lewo zgodnie z śladem na gps, tylko jadę asfaltem, który wkrótce kończy się, muszę odbić na południe do mostu przez kanał, droga piaszczysta, na wzniesieniu stoi dom, taki co to został zaczęty i nigdy nie będzie skończony, dolepiane łaty do łat. Tak jak przewidywałem przy bramie dopadają mnie trzy psy. Husky i dwa jakieś "gówniaki", na szczęście były rozleniwione i tak obszczekały proforma, bo musiały, a prowizoryczne ogrodzenie wytrzymało ten "udawany" atak. Przystanek dłuższy na kanale Łasica, ostatnia modyfikacja ubraniowa, na krótko, i później długa prosta z wiatrem gigantem w plecy.  




Gdzieś w Kampinosie.


średnia: 29.07 km/h, z powrotem o 13:39.
  • DST 202.00km
  • Czas 06:55
  • VAVG 29.20km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 grudnia 2019 Kategoria Kółka do 150 km

Kampinos zachodnie rogatki.

Z dzisiejszym wyjazdem wszystko było nie tak, na początek już na trasie TT zacząłem gotować się, przyzwyczajony do innych temperatur, a tu plus 7, w Młocinach przepakowuje się. Zakładałem, że do Czosnowa będzie z wiatrem, ale jakoś wcale nie odczułem tego. Za to po odbiciu na zachód, mokra nawierzchnia, jakby przed chwilą padło i cisnę centralnie pod wiatr, przecinam DK 579, kierunek Górki, ten odcinek najbardziej lubię, szczególnie widok po prawej na ogromne wydmy, które kuszą, tamtędy biegnie niebieski terenowy szlak. Wkrótce dojeżdżam do skrzyżowania i wykręcam na północ, tutaj jedzie mi się dobrze, jestem schowany w gęstym, kampinoskim lesie. Później odbijam na zachód, otwarte przestrzenie i zmęczenie skutecznie spowalniają mnie, przypominam sobie, że w Secyminie czytałem o sklepie, w którym można kupić ciastka, ale nie był po drodze, a nie miałem ochoty na poszukiwania, zjeżdżam na wąskie asfalty wzdłuż wału wiślanego i cisnę na wschód, jestem już wyziębiony, trzy warstwy wilgotnych ubrań nie są zbyt komfortowe, blokuje mi ruchy ta ilość i ich ciężar. Na szczęście miałem ze sobą suchy zapas, przebieram się przy okazji popasu w Nowych Grochalach i lecę do Kazunia po raz pierwszy tym wariantem. W NDM bolą mnie nogi, jakoś nie chce mi się kręcić, jadę i odliczam kilometry do końca. Mam też za ciężki zimowy kask i po 5 godzinach jazdy odczuwam ból mięśni karku. 
Po z tym wszystko inne mocno przyczyniło się do sumy szczęścia na świecie. 

ps Garmin odpaliłem dopiero w okolicah M1, stąd różnice w danych liczbowych.


  • DST 136.00km
  • Czas 05:19
  • VAVG 25.58km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 listopada 2019 Kategoria Kółka do 150 km

Kalwaria

Nie spodziewałem się, tak fotograficznego poranka, wszystko wyglądało inaczej, najpierw mgła, ale taka nieduża, snująca się nad ziemią, później już na trasie Wiślanej wyszło słońce i zachlapało wszystko na złoto. Świeciła się droga, metalowe barierki, znaki, trwało to dłużej niż godzinę. Za to lubię jesień, w lecie takie zjawiska to zaledwie błysk. Nie fotografowałem bo dobrze jechało mi się pod wiatr, szkoda mi było czasu, ale o poranku nic nie zakłócało mi drogi i starałem się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów. W Kalwarii powstała bardzo porządna kawiarnia w temacie rowerowym, zamówiłem kawę (duży plus w weekend czynne od ósmej rano), można zjeść ciastko z kolarskim dodatkiem, poczytać gazetę. Ciastka nie jadłem bo na powrocie czekała mnie droga z wiatrem w plecy, kto by tak nie chciał, i po co obciążać się kalorią. Wyciskam do domu 28,0 km/h, ale tylko do mostu Siekierkowskiego mam łatwą i prostą drogę i tu mam o 1 km/h średnią więcej. 






Do Kalwarii (w pierwszą stronę):
Ava Speed: 28,57 km/h
trasa jadąc przez Warszawę wzdłuż Wisły: 62 km
czas: 2:09 h.
Cała wycieczka średnia do mostu Świętokrzyskiego Ava Speed 29km/h.



  • DST 116.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 28.06km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 września 2019 Kategoria Kółka do 150 km

Kampinos

Na zakończenie urlopu, przejażdżka po Kampinosie, z nowości to jazda czarnym szlakiem z Truskawia w okolice Janówka. Drewnianymi pomostami, które mają klimat. Poza tym pętla przerabiana już nie raz. Tak inaczej wariant przez miasto bo miałem sprawę na alejach z rana. 


  • DST 148.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 24.53km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 sierpnia 2019 Kategoria Kółka do 150 km

Runda Żarnowiecka

Na początek trasą rowerową Swarzewo – Krokowa. Same plusy, ładnie położona trasa, Kaszubskie podjazdy i zjazdy, w Sobieńczycach lasem w dół i dookoła jeziora, fragment krajówką (przecinam przedwojenną polsko - niemiecką granicę), i po płytach betonowych, za namową spotkanego rowerzysty zaliczam podjazd na jezioro Górne, okrążam Kaszubskie Oko, i w dół, południowa część jez. Żarnowieckiego, wzdłuż elektrowni, później był podjazd, taki stromy, długi, w słońcu i strasznie upierdliwy. Drugi tydzień jeżdżenia, nogi zmęczone i bez entuzjazmu brnę wyżej. Powrót trasą Krokowa – Swarzewo bo warta była przejechania się nią jeszcze raz.


trasa rowerowa Swarzewo – Krokowa


  • DST 105.00km
  • Czas 05:18
  • VAVG 19.81km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 sierpnia 2019 Kategoria Kółka do 150 km, Górskie, Terenowo

Beskid Śląski_D3_objazd (Przeł. Szarcula, trójstyk, Czechy, Czantoria

Animozje i złośliwości pogodowe ustąpiły, wróciło słońce i czyste niebo oraz w gratisie do zestawu południowy wiatr, na szczęście w górach nie jest to tak istotny czynnik, jak na równinie. Startuje z Wisły w kierunku przeł. Szarcula, łagodnie do zapory na jez. Czerniańskim, później po serpentynach, mijam kompleks architektoniczny Zamku Prezydenckiego, góra bezlitosna, a epilog to typowy wyciskacz potu. Przeł. Szarcula płytkie siodło w Paśmie Baraniej Góry, dzielące dorzecza Wisły i Olzy – 771 m n.p.m, od skrzyżowania z Wisły to 6 kilometrów, w pionie 300 metrów różnicy. W nagrodę zjazd do Istebnej, cały czas w dół, wąskim, równym asfaltem, na zakręcie palą się znicze, dwa dni temu roztrzaskał się tu chłopak na kolarce. Niewiarygodne, droga z tych wygodnych i bezpiecznych, z minimalnym, prawie żadnym ruchem samochodowym, ale wystarczy jeden. Cześć jego pamięci.
Przecinam krajówkę i lecę na zachód wzdłuż doliny Olzy, po prawej słyszę szum rzeki, czasami ją widzę, droga pnie się górą po stoku. Chcę przedostać się na trójstyk, omijając drogi samochodowe, dlatego jakieś pasmo przecinam żółtym pieszym szlakiem, ale w całości przejezdny, na otwartych przestrzeniach widoki na falujące pasma, są to okolice urodzin Jerzego Kukuczki.
Jeszcze parę zakrętów, podjazdów, długa i ciągnąca się droga po ażurowych płytach i witam się z granicą kraju, na prawo Republika Czeska, na lewo Słowacja. Ja na prawo, przez Czechy do Jablunkova, lokalnym asfaltem, góry, serpentyny, max jestem na wysokości 630 n.p.m., póżniej długi zjazd do Jabłonkowa, który wcale nie jest taki zabytkowy, jak chciałyby tablice zachęcające do odwiedzenia go.
Stołuje się w restauracji „Nowa Ameryka“, całkiem przyjemne, lubię miejsca których świetność właśnie przemija, okazało się, że obiad mam sam sobie nałożyć, korzystając z garów wystawionych przy kuchni, za to miejsce znalazłem najlepsze z możliwych na tarasie z widokiem na góry i rower, pełnia szczęścia. Zamawiam na koniec piwo, bo wiem, że zaraz będę skręcał w Cyclotrasę numer 6086 w kierunku Nydka, i będzie to 500 metrów w pionie na odcinku 10 kilometrów. Wspinanie zajmuje mi około 50 minut, od połowy jadę lasem, już w okolicach szczytu po drogach gruntowych i szutrowych, niewiele już pamiętam, pewnie jak zawsze jechałem na najlżejszym przełożeniu wypatrując końca i czekając na zjazd jako ukoronowanie tych wszystkich trudów. Mało widoków obejrzałem, głównie po lasie, po żwirku, w Nydku okazało się, że nadal trwa słoneczny i ciepły dzień, pomyślałem, że zahaczę może dodatkowo o Czantorię Wielką. Zamawiam jeszcze raz piwo i próbuje od miejscowych dowiedzieć się jak dostać się najlepiej rowerem na górę. Towarzystwo jest podpite i chętne do udzielania rad, każdy podaje inną wersję. Trochę ogłupiały od tej wiedzy i wielu możliwości udaje się zielonym, znajomym szlakiem z zeszłego roku na grań wzdłuż granicy w okolice Szosowa Małego. Ten szlak jest bezwzględny dla rowerzysty, gdy za miastem kończy się asfalt od razu zsiadam i pcham przez 20 minut. Później wzdłuż grani po pasie granicznym, czerwonym szlakiem, w kierunku północnym. Szlak w większości do przejechania, w końcówce wpycham, poza tym zwiódł mnie po raz kolejny ładny bukowy las i nieświadomie omijam szczyt drogą pożarową, później podjeżdżam go od drugiej strony.
Na szczycie okazuje się, że dzień chyli się już ku końcowi, mało czasu na zjazd, na szczęście spotykam dwie osoby, za którymi zjeżdżam jedyną słuszną i w 100% przejezdną drogą z Czantorii do Ustronia, zahaczamy o stronę Czeską, pare razy przeskakujemy ze szlaku na szlak, mówią mi, że trochę czasu zajęło im opracowanie tej drogi. Taki fart, gdybym ich nie spotkał to czekałoby mnie ściąganie roweru do zmroku, bo wszystkie alternatywy wyglądały tak samo, stromo i po kamieniach w dół.




Zaolzie, gdzieś z tych okolic pochodził Jerzy Kukuczka.


trójstyk: Polska, Czechy i Słowacja.


Wjazd na Czantorię Wielką


Widok z przeł. Szarcula.











  • DST 111.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 07:52
  • VAVG 14.11km/h
  • Sprzęt Grand Canyon
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 lipca 2019 Kategoria Ekskursja, Kółka do 150 km, Górskie

Ekskursja mazowiecko – podkarpacka cześć 4 (GV)

Zbudzony jestem przez wilgoć, cały tropik mokry, osiadła na nim rosa, jest jeszcze szaro, zjadam przygotowaną wieczorem podwójną porcję ryżu, w zalewie pomidorowej. Suszenie, pakowanie, ogarnianie zajmuje trochę czasu, zanim rower stoi gotowy do jazdy zbliża się godzina 7.00, i to jest zasadnicza różnica, w wyjazdach jednodniowych, z domu, rower jest spakowany i czeka, wystarczy tylko wyjść, wsiąść i jechać. Dzisiaj chcę zbliżyć się do Przemyśla na pół obrotu koła. Wracam w okolice stacji PKP, i wzdłuż torów jadę szutrem na zachód, jeszcze jest płasko, nic nie zapowiada głównego menu dzisiejszego dnia. 
Zaczyna kropić, do Rzeszowa dojeżdżam już w deszczu, przeczekuje gdzie się da, później jadę i znowu moknę i przeczekuję. Sprawdzam pogodę, na trasie spore prawdopodobieństwo burz. Przez południową część miasta Green Velo ładnie poprowadzone wzdłuż rzeki Wisłok, droga ma charakter rekreacyjny. Nagle sielanka komunikacyjna kończy się i ląduje na pierwszym podjeździe, wąski, roztrzaskany na poboczach  asfalt, spory ruch, remont drogi, prędkości tutaj nie wycisnę i tak męczą się kierowcy próbując wyprzedzić mnie. Umykam na jakimś skrzyżowaniu w bok, w lokalną drogę i jest już spokojniej, deszcz również odpuścił, ale zaczynają się pierwsze pagóry, przedkarpacie, strome, ciągnące się podjazdy. Pierwsze 4 kilometry i jestem wyżej o 200 metrów, czyli inna charakterystyka jazdy, bardzo powoli w górę, mielenie karbami, odczuwalny wzrost temperatury ciała, mokre od potu ubrania, po chwili zjazd i nagłe chłodzenie i suszenie, poza tym jeszcze jest komfortowo, jadę po asfalcie przez stary malowniczy las. Mijam parę hopek i droga wykręca w szutry, a tutaj podjazdy są bardziej strome, droga zrobiono z rozrzuconych kamieni, większe sztuki trzeba omijać, a zjazdy nie tak przyjemne jak po gładkim asfalcie, trzeba koncentrować się, łatwo uszkodzić obciążone sakwami koła. Do Dynowa przez cały czas jazda na zmiany w górę i w dół, po asfalcie lub szutrze, przeskakuje z doliny w kolejną dolinę. W okolicy Futoma żwirowy podjazd, wzdłuż którego ustawiono metalowe rowery wykonane w powiększeniu, ciekawy pomysł. Mijając Dynów jestem już dobrze zmęczony, pora południowa, znajduję ładną miejscówkę w zakolu Sanu, dokańczam wczorajsze kabanosy i przeglądam profil pozostałej trasy, nie wygląda dobrze, jeszcze 4 solidne podjazdy w sumie i na oko jakieś 800 metrów. Na początek przede mną spory odcinek po płaskim wzdłuż rzeki, temperatura szybuje w górę, na pewno jest grubo ponad 30 stopni, zaczynam się gotować, nie odpuszczam otwartym sklepom, uzupełniam zapasy wody, zaskakuje mnie duże zainteresowanie ludzi, wypytują się: skąd jadę, jak długo, dokąd itd, sami opowiadają historie. Tereny, którymi biegnie GV nie są wyeksploatowane turystycznie, trasa nie przebiega w okolicach znanych miejscowości, które przeżywają letnie oblężenie i stąd ta ciekawość do zagadywania, może. Płaska jazda szybko kończy się i trzeba piąć się w górę w okolicach Jawornika Ruskiego znowu 200 metrów wyżej, ostatki wchodzą ciężko, a później długi, ciągnący się zjazd, na którym łapie mnie pół godzina zlewa, schodzę do wysokości 230 m.n.p.m., ponownie jadę wzdłuż Sanu, przeskakuję z jednego brzegu na drugi, klimatycznymi, wiszącymi kładkami pieszo-rowerowymi. Planując trasę największe nadzieje wiązałem z tym fragmentem trasy i nie zawiodłem się, jest ładnie, pagóry porośnięte lasami, dolina Sanu, mosty, w pamięci pozostało sporo migawek krajobrazów. Dojeżdżam do Babic i witam się z pętelka, GVelo zatacza od północy dwudziesto kilometrowe koło omijając DK 884, i do zaliczenia są trzy pagóry: 400 i dwa razy po 380 metrów n.p.m., słońce rozkręcone jest i grzeje ile sił, rozpoczynam wspinaczkę, najgorsze, że wiem z profilu trasy, że będzie do trzech razy sztuka, trzy przełęcze, i trzy razy od nowa podejmowany trud, przejechanie całości zajmuje półtorej godziny, na jedno wzniesienie muszę wpychać, zwyczajnie zabrakło przełożenia. W miejscowości Krzywcza ponownie jestem nad Sanem i jadę wzdłuż jej biegu, droga biegnie idealnie równolegle do rzeki. Wiem, że w Krasicach jest w lesie stary i niedrogi ośrodek domków o nazwie "Perła Sanu"  i tam zamierzam podpytać się o nocleg. Już któryś raz przekraczam rzekę efektownym mostem wiszącym i podjeżdżam w górę w głąb lasu w kierunku "Perły", kończy się asfalt, po kamieniach i lepiącym się błocie brnę dalej na spotkanie z trzema jazgoczącymi psami, różnej maści i wielkości i jak okazało się charakteru. Po chwili wychyla się Pani z recepcji i negocjujemy cenę noclegu. 

Ava speed: 18,89 km/h
Max speed: 58 km/h


link do zdjęć:
tutaj



Część pierwsza: Łańcut – Rzeszów


Część druga: Rzeszów – Krasice



Dynowskie pagóry.


Dojazd do Dynowa przeważnie po szutrach.


deszczowy Rzeszów


rowerowy most na Sanie
  • DST 154.00km
  • Czas 08:08
  • VAVG 18.93km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 lipca 2019 Kategoria Ekskursja, Kółka do 150 km

Ekskursja mazowiecko – podkarpacka cześć 3 (GV)

Z Sandomierza GV wyprowadza po łąkach, wąskimi asfaltami, często gdzieś skręcam, w końcu wjeżdżam na wygodny asfalt tylko dla rowerów biegnący wzdłuż DK. To długi, prosty, płaski odcinek ciągnie się aż do Ulanowa, bez urozmaiceń, od czasu do czasu las, krzak, wioska, mała rzeka. Atrakcje w miniaturze. Czasami bez konkretnego powodu droga przerzucona jest z jednej na drugą stronę, trzeba przeprawić się przez DK. Przedwojenny Centralny Okręg Przemysłowy mijam bez jakiś większych wspomnień. Ulanów – stolica flisactwa, Rudnik – jakieś wikliniarstwo, później szutry, lokalne asfalty i jestem w Leżajsku, ale też bez wrażeń. Dalej sporo szutrami między polami, żniwa, ciężkie maszyny rolnicze na GV, niedługo szlak będzie cieszył się nowymi nawierzchniami. Nie wierzę, że będą remontowane. W miejscowości Julin GV zatacza pętelkę, i jest to najciekawszy odcinek dzisiejszego dnia. Piękne, stare lasy, gdzieś w głębi drewniana rezydencja, jak później doczytałem to „modrzewiowy piętrowy pałac myśliwski w stylu tyrolsko-szwajcarskim został wybudowany w 1880 roku specjalnie na przyjazd arcyksięcia austriackiego Rudolfa.“ Całość to 12-15 kilometrów, na których wrócił mi entuzjazm do jazdy i obudziłem się. Później nieuchronnie podążam w kierunku przeprawy przez A4, wzrasta liczba samochodów, i najgorszy odcinek GV to 15-kilometrowy wjazd do Łańcuta, szlak puszczony drogą bez pobocza, na grzbiecie siedzą mi pędzące auta. W Łańcucie kupuje bilet powrotny "zawczasu", pamiętam majową nauczkę z Białegostoku i jadę na kemping, który jest malutki i bardzo zadbany, czysty, wszystko jest.

Część pierwsza: Sandomierz_Ulanów_Leżajsk




Część pierwsza: Leżajsk – Łańcut
Ava speed: 22,28 km/h
Max speed: 51 km/h


Długa, prosta przez Centralny Okręg Przemysłowy


San


Ulanów, stolica flisactwa



Green Velo za Leżajskiem.
  • DST 158.00km
  • Czas 07:05
  • VAVG 22.31km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 lipca 2019 Kategoria Ekskursja, Kółka do 150 km

Ekskursja mazowiecko – podkarpacka cześć 2 (GV)

Drugi dzień zaczyna się od podjazdu na 380 metrów, po wyjeździe z lasu na szczycie wzniesienia oglądam ładną panoramę Gór Świętokrzyskich. Dalej jazda w kierunku Daleszyc, ciągle pod górkę i z górki, ale nie są to to jakieś uciążliwe podjazdy. W okolicach Borkowa wpadam w nitkę GreenVelo i tym śladem będę podążał do Przemyśla. Nade mną zbierają się chmury w kolorze ołowiu, szare, ciężkie i złowróżebne, wkrótce zaczyna padać, drobny deszczyk, w oddali po lewej mam widok na górę Św Krzyż, poznaje po wieży radiowo-telewizyjnej, która pręży się ponad drzewami. Droga typu wąski asfalt, za wsią Helendry wjeżdżam w jeszcze węższą szutrówkę i dalej lasem, droga taka jak lubię najbardziej: kręta, wąska, z pagórkami, wykonana z dobrze ubitego drobnego kamienia, przyzwyczaiłem się też do manewrowania obciążonym rowerem. Po drodze mijam sporo zabytków, ruin starych spichlerzy, wiatraków, kościołów. Przed Rakowem korzystam z przystani MOR, pada już na gęsto, postanawiam przeczekać, poza tym jest koło 11.00 i czas na skorzystanie z CampinGazu, kawa itp. Odpoczynek zajmuje mi 1,5 godziny, wczorajszy dzień cały przejechany, przystanki tylko na chwilę, teraz nie muszę się już spieszyć, w głowie kalkuluje plan, że optymalnie będzie dojechać do Sandomierza. Ruszam i mijam Raków, dawna ośrodek działalności Braci Polskich, oskarżonych o zniszczenie przydrożnego krzyża przez kontrreformatorów, i wygnanych, wkrótce miasto podupadło nie pomogło nawet ufundowanie przez biskupa krakowskiego Jakuba Zadzika wspaniałego kościoła. Za miastem spotykam lokalnego kolarza i razem jedziemy do Iwanisk, niestety nasila się deszcz. Po pół godzinie pada już na całego, nie opłaca się zatrzymywać, ani suszyć, jedyna nadzieja w tym, że popołudniu wypogodzi się. Teren, pomimo uciążliwego deszczu zapamiętałem jako urozmaicony, droga wiodła wąwozami, wzniesieniami, w tym rejonie jest granica Gór Świętokrzyskich i rozpoczyna się Wyżyna Sandomierska. Zbliżam się do ładnie położonego Klimontowa, jest to administracyjnie wieś, ale z zabytkową kolegiatą i kościołem, historia osady datuje się na XIII w., rozkwit i prawa miejskie XVII w., czyli lepiej to już było. Wcześniej mijałem Krzyżtopór w Ujeździe, klasyk, którego miałem okazję widzieć po raz pierwszy, robi wrażenie. Do tej pory myślałem, że zamek został zniszczony w wyniku najazdu szwedzkiego, jak przeczytałem w oficjalnej notce (tylko ograbili wnętrza, wywieźli bibliotekę), a dewastacji dokonaliśmy sami w trakcie konfederacji barskiej, nie mogliśmy się dogadać to wspólnie obróciliśmy rezydencje w ruinę. Ciekawą opcją jest możliwość zwiedzania nocnego, może kiedyś skorzystam.
Przecinam niebezpieczną drogę DK9, przeczekuje wyprzedzające się TIRY na skrzyżowaniu, i jadę lokalnymi asfaltami wzdłuż sadów jabłkowych, pogoda zmieniła się na taką z serii łaskawa i słoneczna i przy okazji suszę przemoczone klamoty.
Dalej to już tylko sady jabłkowe, w setkach odmian, sporo rowerzystów, nie tylko na trasie, ale też i w sadach, w kaskach oblegają drzewka, zachęcony zrywam parę, całe oblepione są jakimś nalotem, opryskiem, szarą, śliską mgiełką jakiegoś chemikalia. Droga wije się, sady ciągną się w nieskończoność, ponad nimi pojawia się wzgórze ze znaną architekturą Sandomierza, które przybliża się i oddala. 



Wyjazd ze Św Katarzyny


Taki widok miałem z MOR, przeczekuje deszcz


Krzyżtopór


Hiszpan w sandomierskich sadach.


Sandomierz

Św Katarzyna, Daleszyce, Raków, Iwaniska, Klementów, Sandomierz.

Ava speed: 22,28 km/h
Max speed: 51 km/h


Cześć pierwsza: Św Katarzyna, Daleszyce, Raków


Część druga: Raków, Iwaniska

Część trzecia: Iwaniska, Klementów, Sandomierz







  • DST 125.00km
  • Czas 05:38
  • VAVG 22.19km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 lipca 2019 Kategoria Kółka do 150 km

Północno-wschodnie Mazowsze, dolina dolnego Bugu

To kółko nieraz już robiłem, ale na raty, a teraz wszystkie elementy ułożyły się w pętelkę, taką w kształcie nijakim. Dla mnie to najciekawsza strona Mazowsza (do zataczania kółek), mam bezpośredni dojazd, bez konieczności zaplątania się w jazdę po Warszawie, już na starcie są pola, łąki, horyzonty i widoki, a jeśli jadę o wcześniej porze to lecę sobie z świetlnym teatrem wstającego słońca i odsłony dnia, ale w lipcu wszystko zaczyna się o 4.00 i najzwyczajniej spóźniłem się, jestem tam po wszystkim.
Uznaje wyższość tego kierunku nad innymi. Wiele odwiedzonych miejsc ma status "Natura 2000", i sporo jest po drodze starej architektury wiejskiej, zadbane, odszykowane stuletnie domy, odmalowane, efektowne dekory. Nie jestem jakimś fanem takich rzeczy, ale przyjemnie tworzą tło, gdy wyjeżdżam z odcinków leśnych, niekiedy ciągnących się kilometrami. Oprócz tego jadąc bezpośrednio wzdłuż, przy linii brzegowej, monotonię jazdy urozmaicają pofałdowania terenu, ale takie miejsca trzeba odkryć, zjeżdżać z głównej drogi, zbliżać się do rzeki np okolice wsi Turzyn. Robię postój w  Broku, w wcześniejszych latach główny miejski ośrodek na tym terenie, obecnie zdetronizowany, tutaj czas jakby zatrzymał się, dzięki czemu miasto nie straciło swojego klimatu przez zabudowę wielką płytą i sterczącymi kominami pomalowanymi na biało-czerwono. 


Dobry dzień, stara, nieużywana DK8, objeżdżam Radzymin


przecinam rzekę Liwiec.


lasy puszczy kamienieckiej


Prostyń, monumentalna, kolosalna architektura w tle, jako przykład megalomani. Nawołują do skromności a ich przybytki nigdy w Polsce nie przybierają skromnych rozmiarów.


Bocznica kolejowa, tutaj zatrzymywały się pociągi oczekując na rozładunek. 900 tys. ludzi, na przełomie lat 1942-1943.  


Na czerwonych dywanach, równo środek wycieczki, przecinam rzekę i wracam drugą stroną.


Widoczek wciśnięty miedzy dwa gospodarstwa, które są z lewej i prawej poza kadrem.

Ślad niedokończony, zerwał się w okolicach Rybieńka Leśnego. I nie chciało mi się już dogrywać, ale było z silnym wiatrem w plecy i co jest cenne bo nie było planowane.



  • DST 202.00km
  • Czas 07:36
  • VAVG 26.58km/h
  • Sprzęt Giant Revolt
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl